czwartek, 10 stycznia 2013

13) Na pewno "Przyjaciele"? cz. 1

Noc. Przyćmione światło różdżki niskiej postaci, rozrywało ciemność, która panowała na korytarzach wielkiego, kamiennego zamku. Postać poruszała się powoli i niezgrabnie i jakby bez większego celu. Człowiek ten szedł, znikając co chwila za zakrętami i rozmyślał nad swoim nędznym życiem. Tak, życie Petera Pettigrew nie było usłane różami.

Chłopak często spacerował po swojej szkole w nocy. Wiedział że nikt mu wtedy nie będzie przeszkadzał, nikt nie będzie zawracał mu głowy… Chociaż, jakby na to nie patrzeć, zazwyczaj nikt go nie zauważał. Owszem, był jednym z Huncwotów, najpopularniejszej paczce rozrabiaków, najlepszą jaką Hogwart widział. Ale jego nikt nie widział. Zawsze był w cieniu swoich przyjaciół, niezauważalny, nieistotny, ignorowany.

Nawet jego przyjaciele często o nim zapominali. Pomijali go w swoich kawałach, nie pamiętali mu mówić o swoich „Tajemnicach Huncwota”, czasami nawet zostawiali go w dormitorium jak idziesz szli, bo po prostu o nim zapominali. Śmiali się z jego pomysłów, wyglądu i zachowania, a on nigdy nie wiedział co robi nie tak. Zawsze starał robić wszystko jak Syriusz, James lub Remus. Niestety bez wyglądu Blacka, poczucia humoru Pottera i inteligencji Lupina nic mu nie wychodziło.

Peter nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś go pochwalił. Wszystko robił źle. Nauczyciele krytykowali jego prace domowe, a dziewczyny krytykowały jego nieudolne próby podrywu. Huncwoci krytykowali go jak tylko coś powiedział lub zrobił. Czasami nie mógł tego znieść, ale, no cóż, nie miał innych przyjaciół. Zresztą,  z początku brał to jako żart czasami, sądził że przyjaciele tak robią. James zawsze kłócił się z Syriuszem, Syriusz zawsze robił na złość Remusowi, i tak w kółko.

Ale nie tylko to go dręczyło. W dniu swoich jedenastych urodzin, w jego domu rozpętało się piekło. To wtedy, kiedy on dowiedział się że jest czarodziejem, jego matka powiedziała jego ojcu o swoich magicznych mocach. Wtedy jego ojciec pierwszy raz upił się tak bardzo, że, nie panując nad sobą, uderzył go. Pani Pettigrew go wywiozła do babci na tydzień. W tym czasie ojciec się trochę uspokoił, ale nie rozmawiał ani z nim, ani z nią. Przesiadywał całymi dniami w pubie i pił.

Aż do pierwszego września. Dla Petera, miał być to najlepszy dzień w jego jedenasto-letnim życiu. Pierwszy dzień w szkole Magii. Chociaż Pettigrew miał w sobie krew czarodzieja, nie wiedział o tym aż do listu, więc bardzo się tym ekscytował. Myślał że to będą najlepsze siedem lat swojego życia i że już pierwszego dnia znajdzie przyjaciół. Zawsze był lubiany wśród swoich rówieśników, łatwo mu szło nawiązywanie nowych kontaktów.

Niestety nie wiedział że te ostatnie kilka miesięcy od jego urodzin tak strasznie go zmieniły. Nawet w mugolskiej szkole stracił wszystkich przyjaciół jakich miał a tego nie zauważył. Był za bardzo podekscytowany perspektywą nowej szkoły. I tym sposobem, zaprzepaścił wszystkie dotychczasowe znajomości i nie umiał się odnaleźć w Hogwarcie. Miał tylko jednego przyjaciela, Remusa. Dopiero po kilku tygodniach udało mu się trochę zżyć z resztą chłopaków z dormitorium i dołączył do Huncwotów.

Zawsze był tym najgorszym, już od pierwszej klasy. Pamiętał, jak ktoś kiedyś spytał Jamesa lub Syriusza dlaczego Peter jest Huncwotem razem z nimi. Na szczęście oni go bronili. Wtedy. Za którymś razem z kolei przestali. W trzeciej klasie w ogóle nie zwracali uwagi na to, czy ktoś mu dokuczał. Niekiedy czuł się jak Snape. Tak samo jak on, był upokarzany i nielubiany i jedyną osobą która próbowała mu pomóc była Lily Evans.

Właśnie. Lily. Od świąt czuł się przy niej jak przy… hmm… Przyjaciółce. Tak, jakby mógł z nią o wszystkim porozmawiać a ona by mu pomogła. To właśnie ona go wtedy, w tym pociągu pochwaliła i nie patrzyła na jego wady, tylko na zalety. Był jej dozgonnie za to wdzięczny i zauważył za co James ją tak lubi. Zazdrościł mu tego, że umiał z nią rozmawiać i że się nie bał. Chciał być taki jak on. Chciał umieć rozmawiać z dziewczynami i chciał się nie bać. Niestety żadna nie chciała z nim rozmawiać. Oprócz Lily. No Roxy, Julie i Jessie też się czasami do niego odzywały, ale ograniczało się to do „Cześć”, lub „Nie widziałeś może …”

Podsumując, Peter nie miał perfekcyjnego życia. Nie miał nawet znośnego życia. Jego życie było do dupy. Zastanawiał się jakby ono wyglądało, jeśli nie byłby czarodziejem. Ojciec nie zaczął by pić, Peter nie straciłby swoich mugolskich przyjaciół. Miał czasem pretensje do matki, że była czarownicą, ale po sekundzie to mijało. Potem miał pretensje do ojca, które, prawdę mówiąc, nigdy nie mijały. Gdyby nie on, teraz byłby całkiem innym człowiekiem.



* * *



Od Świąt stosunki Lily i Jamesa uległy ogromnej zmianie. Po pierwsze odzywali się do siebie, po drugie jak już się odzywali to się nie kłócili, a po trzecie… Chyba nie ma po trzecie. Mniejsza z tym, teraz Evans i Potter są przyjaciółmi. I obojgu bardzo się ten układ podobał.

Gryffoni grali nie dawno swój drugi mecz Quidditcha z Krukonami. Oczywiście wygrali 240-60 i, jeszcze bardziej oczywiście, nie obeszło się bez imprezy. Potter już dawno zerwał Melodie, a tydzień przed meczem zaczął chodzić z Gryffonką z czwartej klasy z drugiego dormitorium, Hollie. Dziewczyny ją kojarzyły z widzenia, ale nigdy z nią nie gadały i, jak się okazało, słusznie. Okazała się być jedną z tych „różowych blondynek”, która interesowała się jedynie ciuchami i lakierem do paznokci.

Podczas imprezy, na której o dziwo nie było kropli alkoholu, ani ludzi z siódmych i szóstych klas, Hollie zrobiła Potterowi wielką awanturę za to że siedział z Lily na kanapie i rozmawiali. Na końcu imprezy miał nową dziewczynę, Cassie z trzeciej klasy.

Dwa tygodnie po tym, znalazł sobie nowy obiekt westchnień, Susan, Puchonka na piątym roku.

-Ej, Potter, przystopuj trochę bo pobijesz mój rekord! – Syriusz zaczął się z nim droczyć, jak go zobaczył z jeszcze inną niewiastą.

-Black, to ty trochę przyśpiesz bo już od jakiegoś miesiąca cię z nikim nie widziałem – James się odgryzł i odszedł w stronę błoń, trzymając w pasie długonogą szatynkę.

Roxy oglądała to wszystko z boku. Uśmiechała się sama do siebie, myśląc, że jakby ktoś zobaczył Blacka z jakąś dziewczyną, to by pewnie spaliła buraka i musiałaby tłumaczyć się przed Lily, Julie i Jessie. Wiedziała że jedyną dziewczyną z którą spotykał się Black, była ona. Od ich pierwszej, normalnej rozmowy, po zerwaniu Jayem, widywali się coraz częściej. Zawsze w tajemnicy przed swoimi lokatorami. I zawsze po przyjacielsku. Oczywiście. Bo są tylko przyjaciółmi.

Roxy wymknęła się najcichszej jak umiała z dormitorium. Miała już do tego wprawę, robiła to prawie co noc. Gdy zeszła ze schodów i zauważyła że on już tam siedział, zakradła się od tyłu i zatkała mu oczy. Ponętnych szeptem zapytała

-Zgadnij kto? – Syriusz uśmiechnął się pod nosem.

-Liz? – zapytał, pewnym głosem. Roxy to trochę zbiło z tropu ale nie odsłaniała oczu.

-Niee…

-Katie?

-Pudło – zaczynała się trochę irytować.

-Scarlett?

-Syriusz! – krzyknęła w końcu oburzona. Chłopak odwrócił się i ze śmiechem mocno przytulił. Po przyjacielsku. Oczywiście.

-Kim są Liz, Katie i Scarlet? – Spytała jak ją puścił.

-Liz to taka pierwszoklasistka, daleka kuzynka Remusa, tak jakoś mi imię do głowy wpadło, wydaje mi się że kiedyś chodziłem z jakaś Katie, a Scarlett to po prostu bardzo ładne imię – powiedział bardzo poważnym głosem, i poprowadził ją za rękę w stronę wyjścia.

-Ładniejsze od Roxanne? – zapytała Roxanne jak już szli korytarzem.

-Nie, oczywiście że nie. Roxanne to najpiękniejsze imię na świecie.

-No! I tak ma być! – zaśmiała się, ale mimo to ścisnęła jego rękę mocniej.

-A co? Zazdrosna jesteś?

-Nie! – odpowiedziała szybko i dziękowała w duchu że jest ciemno, ponieważ jej twarz przypominała teraz dorodnego buraka.

-Mhmm – Syriusz czuł coraz większą satysfakcję, wiedział że Rox się rumieni i że jest o niego zazdrosna. Pierwszy raz to zauważył na imprezie Sylwestrowej, jak tańczył z innymi dziewczynami. I szczerze, kilka razy złapał siebie na posyłaniu morderczych spojrzeń a stronę chłopaków z którymi ona rozmawiała.

-Nie jestem o ciebie zazdrosna!

-Wmawiaj to sobie skarbie – powiedział, ale dopiero po chwili doszedł go sens tych słów. Oboje poczuli jak w policzki robi im się gorąco i trochę zwolnili. Przez chwilę szli w ciszy, nieco skrępowani. Ostatecznie, całkowicie zapomnieli o zażenowaniu i znowu normalnie rozmawiali. Po przyjacielsku. Oczywiście.

Naturalnie każdy widzi przyjacielskie spotkania inaczej. Jeśli przyjaciele spędzają ze sobą najwięcej czasu ile tylko mogą, trzymają się za ręce, czasami peszą się w swoim towarzystwie i rumienią co kilka słów, to tak, Roxy i Syriusz to przyjaciele.



~Lexie~

7 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie, naprawdę podoba mi się sposób w jaki piszesz! Życzę dużo weny, będę wpadać częściej. Pozdrawiam Ciebie :)

    Ps. Zapraszam wszystkich na mojego bloga. Znajduje się na nim opowiadanie w którym udział bierze między innymi postać Justina Biebera.
    Wpadnijcie bo warto! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny. Ostatnio przeczytałam je wszystkie, tak więc mogę już skomentować. Bardzo podobają mi się stosunki Roxy i Syriusza. Scenka, w której wymieniał imiona dziewczyn, gdy Roxanne zakryła mu oczy, była tak śmieszna, że aż brat zapytał dlaczego wciąż śmieję się do komputera :D
    Ogółem jest świetnie, a błędy... no trudno, każdemu się zdarzają :D
    Pozdrawiam, Asuria :*

    Ps. Dziękuję bardzo za komentarz u mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Roxy i Syriusz...Lubię te postacie. ;) Napawają mnie optymizmem :) Muszę przyznać, że to opowiadanie coraz bardziej mi się podoba! Weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh, ten rozdział jest super! Roxy i Syriusz - słodko! Już widzę jakimi są "przyjaciółmi" ;)
    Czytam dalej, \
    Ness :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha widywałam takich "przyjaciół" xD Roxy i Syriusz są uroczy^^ James i jego dziewczyny - padłam : D

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyjaciele.. ta jasne xD Idź ty xD Przez ciebie mi się zrobiło żal Petera :P dobra czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie leciutkie opowiadanie. Przyjemnie się czytało c:
    Baaaardzo mi się podobało. Choć na początku zapowiadało się mrocznie xDDD

    OdpowiedzUsuń