poniedziałek, 28 stycznia 2013

15) Zemsta

Rudowłosa dziewczyna obudziła się o świcie i spojrzała przez okno na pokryte ogromną warstwą śniegu błonia. Wstała, poszła do łazienki i wtedy dotarło do niej to co zobaczyła. Przebiegła z powrotem do okna, otworzyła je, a gdy na jej dłonie spadło kilka dużych płatków śniegu zaczęła piszczeć z radości.

-Roxy, Julie obudźcie się! Śnieg! Dużo śniegu!! – krzyczała i próbowała ściągnąć kołdrę z Roxanny. Ta nie była zbyt zadowolona, ale jak tylko zorientowała się o czym jej przyjaciółka próbowała jej powiedzieć wstała szybkim ruchem i także podeszła do okna i pozwoliła by śnieżynki opadały na jej ręce. Już po chwili we trzy skakały po całym dormitorium, ciesząc się jak dzieci, z tego ze spadł śnieg. Lepiej późno niż wcale…

-Boże ludzie, zamknijcie mordy! – wrzasnęła po jakichś pięciu minutach Jessica. Dziewczyna zawsze lubiła sobie dłużej pospać, a wszyscy sądzili, że jakby mogła, to by w ogóle nie wstawała.

-Jess, zobacz, śnieg wreszcie spadł! – jej bliźniaczka podbiegła do jej łóżka i pociągnęła ją za ręce do góry, z niemałym trudem.

-Tak samo jak co roku, wielka sprawa – powiedziała i obróciła się na piecie wracając do ciepłego łóżka.

-Zawsze tak mówisz a jak przyjdzie co do czego, to najdłużej chcesz się bawić!

-To będę się bawić jak wstanę, a teraz mnie zostawcie! – zakryła się po głowę kołdrą tak, że było widać tylko kilka blond pasemek na poduszce. Godzinę później, gdy wszystkie cztery wstały poszły na lekcje jak na stypę, spoglądając tęsknie za okna. Profesor Aldren, na obronie przed czarna magia, przynudzał jak nigdy, na transmutacji też tylko teorii się uczyli, a historia magii nie wyróżniała się w żaden sposób od innych lekcji. W końcu, po kilku bardzo długich godzinach nadeszła pora obiadu. Wszyscy zjedli w tempie błyskawicznym i wybiegli na błonia. Śnieżki zaczęły latać we wszystkie strony, na ziemi pojawiło się ze sto orzełków a po chwili bałwany nabierały kształtów.

Lily toczyła spokojnie małą śnieżną kulkę na tułów bałwana, gdy niespodziewanie coś uderzyło ja w głowę. Odwróciła się z udawanym oburzeniem, ale gdy tylko zobaczyła kto w nią rzucił śnieżką, udawanie zniknęło. Przymrużyła oczy i popatrzyła ze złością na śmiejącego się Jamesa, który właśnie przybijał piątkę Syriuszowi.

-Potter, czego chcesz? – zapytała ruda.

-Pobawić się. Oj daj spokój Evans, przecież wiesz jak dobrze nam razem było! – Lily na te słowa zrobiła się czerwona z wściekłości.

-Nigdy nie byliśmy razem…

-Chodzi mi o to ze byliśmy takimi świetnymi przyjaciółmi! – przerwał jej.

-Mówiłam ci coś o przerywaniu! – mina i głos Lily sprawiły ze James skulił się w sobie – Gdyby nie to że jesteś takim głupim, zdziecinniałym kretynem, może nadal bylibyśmy przyjaciółmi!

-Ale oni Cię obrażali!

-Nie powinieneś się bawić w zasranego bohatera! Nie prosiłam Cię o pomoc! I dlaczego tylko Snape’a poturbowałeś? Bo jest od ciebie słabszy! Komuś silniejszemu byś się nigdy nie postawił, tylko byś uciekł i schował się pod swoim łóżeczkiem! – James otwierał już usta żeby zaprzeczyć ale Lily kontynuowała – I pomyśleć że rozważałam by się z Tobą umówić na randkę! – obróciła się na pięcie i szybkim krokiem wróciła do zamku, zostawiając zdumionego chłopaka na błoniach. Dziewczyny podążyły za nią a chłopaki zostali z Jamesem.

-No to schrzaniłeś sprawę… - Syriusz poklepał przyjaciela po ramieniu.

* * *

Lily wbiegła do dormitorium trzaskając za sobą drzwiami. Roxy, Julie i Jessie wkroczyły zaraz po niej. O dziwno, ruda nie płakała, tylko siedziała na swoim łóżku i ciężko oddychała. Roxy spojrzała przelotnie na kalendarz. Trzydziesty pierwszy stycznia. Fajny koniec miesiąca. Westchnęła i usiadła obok Evans i objęła ja ramieniem, starając się ją pocieszyć. Po krótkiej chwili zerwała się z łóżka i spojrzała jeszcze raz na kalendarz. Trzydziesty pierwszy stycznia!

-O boże Lily, dzisiaj są twoje urodziny! – krzyknęła, a bliźniaczki oraz solenizantka zrobiły zdziwione miny.

-No faktycznie! – zawołała Lilka. Zapomniała o wściekłości na Pottera i zaczęła się śmiać sama z siebie. Zapomniała o własnych urodzinach!

-Lily, przepraszam!

-Jak mogłyśmy zapomnieć?!

-Strasznie nam przykro! – dziewczyny rzuciły się na nią przepraszając i błagając o wybaczenie.

-Dobra, nic się przecież nie stało! Ja sama zapomniałam!

-No tak, ale jesteśmy twoimi przyjaciółkami…

-W porządku! Wybaczam wam! – dziewczyny umilkły i zaczęły składać jej życzenia. Gdy już skończyły, postanowiły że zorganizują jej przyjecie. Lily zaprzeczyła i stwierdziła że chce tylko kameralny wieczorek z nimi w dormitorium. Długo je przekonywała że nie chce nic więcej, ale w końcu się zgodziły.

* * *

-Dzisiaj są jej urodziny – powiedział smętnie okularnik, jak już byli w dormitorium.

-Wiemy – odpowiedzieli jego przyjaciele chórkiem.

-Zepsułem jej urodziny – jego mina była bezbarwna a w oczach nie dało się zauważyć tych wesołych iskierek które przecież zawsze tam widniały.

-Oj tam, oj tam, nie jest tak źle! – Syriusz starał się rozładować sytuacje, bezskutecznie.

-Pewnie nie będzie mnie już dzisiaj chciała widzieć, a ja mam dla niej prezent - mówiąc to, wyciągnął z szafki mały pakunek, owinięty zielonym papierem.

-Zawsze możesz się włamać do jej dormitorium – zaproponował Black z iście huncwockim uśmiechem.



* * *

Dziewczyny siedziały na w piżamach z kremem na twarzy, poduszkach rozłożonych na podłodze dormitorium, plotkowały, obrażały Pottera, jadły ciastka, obrażały Pottera, piły piwo kremowe i jeszcze trochę Pottera po obrażały. Okazało się, ze Roxy wie gdzie się znajduje kuchnia i Lily już nigdy nie będzie musiała prosić chłopaków o przyniesienie żarcia. Lily zapomniała o zajściu na błoniach i świetnie się bawiła. Oczywiście to nie znaczy że zapomniała o złości na chłopaka. Postanowiła sobie że jeśli go dzisiaj zobaczy to bez większych ceregieli wydłubie mu oczy, obetnie jaja, wsadzi jaja do oczodołów, a oczy przyczepi do… no, na miejcie jąder.

W czasie postanawiania, usłyszała bardzo głośnie pukanie do okna. Wszystkie odwróciły głowę w tą stronę i pisnęły z przerażenia. Okno się otworzyło z cichym trzaskiem i do środka wlecieli czterej chłopcy. Policzki Lily przybierały koloru jej włosów, a jej oczy trzaskały piorunami.

-Potter! Co ty sobie, do jasnej cholery wyobrażasz?! – wrzasnęła i gwałtownie wstała, rozlewając przy tym swoje piwo kremowe i wysypując wszystkie ciasteczka.

-Przecież ci już odpowiedziałem na to pytanie w powozie. Jak chcesz mogę ci przypomnieć. Wyobrażam sobie ciebie....

-Zamknij ryja!!! I wynocha stad!!! Nie dość że po południu zepsułeś mi humor, to jeszcze teraz musisz to robić?!! –na widok jej miny zrobił krok w tył. Była czerwona na całej twarzy, zmrużyła gniewnie oczy, zwężyła usta w cieniutką linię i zmarszczyła czoło.

-Ale ja ci tylko chciałem dać prezent – pisnął cicho i zrobił minę niewiniątka.

-Nie chce twojego zasranego prezentu! Najlepszym prezentem od ciebie byłoby jakbyś się wreszcie ode mnie odczepił!!! Czy ty jesteś aż taki głupi i nie rozumiesz jak się do ciebie mówi po ludzku, że nie chce cię oglądać, nie chcę z Tobą rozmawiać i że NIGDY W ŻYCIU SIĘ Z TOBĄ NIE UMÓWIĘ!!!!!? – z każdym słowem zbliżała się do niego, a on się odsuwał do tyłu.– DOROŚNIJ I ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!!! – gdy skończyła James siedział skulony w rogu a Lily stała nad nim żwawo gestykulując.

-To ja może zostawię prezent tutaj? – powiedział cicho przestraszonym głosem, położył mały zielony pakunek na podłodze i wstał uciekając z pokoju. W ostatniej chwili udało mu się uniknąć oberwania po głowie zielonym pudełeczkiem. Rozległa się głośna syrena i reszta chłopaków podeszła do drzwi i je otworzyli. James leżał na dole rozmasowując sobie tyłek. Chłopaki zjechali jak na zjeżdżalni i poklepali go po ramieniu. James wstał z impetem i poszedł do swojego dormitorium, potrącając przy tym wszystkich i wszystko na swojej drodze. Trzasnął drzwiami, potem drugimi od łazienki, potem, wychodząc z niej, znowu i rzucił się na łóżko. Wyciągnął z pod poduszki zdjęcie rudowłosej dziewczyny i je podarł na szesnaście drobnych części a potem spalił zaklęciem Incendio. Wstał i kopnął kolumnę, ale zaraz tego pożałował. Palce u nóg zaczęły go okropnie bolec i kolumna zaczęła pękać. Gdy skończył mówić 'o cholera', dormitorium przypominało ruinę. Jego baldachim zwalił się na łóżko Syriusza, baldachim Syriusza zwalił się na łóżko Remusa, a jego z kolei na szafę, która także się przewróciła wysypując cala swoja zawartość. Tylko łóżko Petera było nie uszkodzone W tym momencie otworzyły się drzwi i stanęła w nich reszta Huncwotów. Rozglądnęli się po pomieszczeniu i wytrzeszczyli oczy.

-Upss – powiedział Jamie.

-Upss? UPSS!? – czerwony na twarzy Remus podszedł do niego machając rekami we wszystkie strony – Cały dzień wczoraj sprzątałem!!

-Sory – okularnik zrobił skruszona minę i podrapał się po głowie – jest takie zaklęcie które sprząta ale nie wiem jakie...

-To się dowiedz, bo tym razem nawet palcem nie kiwnę żeby doprowadzić to do porządku!

-Dobra, idę do biblioteki! – krzyknął i wybiegł z dormitorium. Chłopaki popatrzyli na niego zdziwieni (żadem z nich nie pamiętał czasu, jak James tak się wyrywał do biblioteki) i wyszli za nim, by usiąść w Pokoju Wspólnym.



* * *

-Jak ja nienawidzę tego głupiego, nienormalnego, skretyniałego, idiotycznego, debilnego, imbecyla!!! – warknęła Lily, po czym wydała z siebie bliżej nie określony odgłos.

-Lily, nie bądź niesprawiedliwa, on chciał ci tylko prezent dać – powiedziała Julie, wszechwiedzącym głosem.

-Taak, a przedtem tylko się nam włamał do dormitorium, tylko znęcał się nad słabszymi, tylko mnie cały czas denerwował i tylko mi uprzykrzał wszystkie lata w tej jebanej szkole! – Akcentowała każde słowo „tylko” – Nienawidzę go! – mówiąc to wstała i podeszła ciężkim krokiem do drzwi – idę się przejść – dodała spokojnie i wyszła. Zeszła po schodach i przeszła przez cały Pokój Wspólny ignorując zaciekawione spojrzenia wszystkich. Mieli na co patrzeć... Była w piżamie w króliczki, białe plamy kremu do twarzy były rozmazane przez łzy i prześwitywały zza nich zaróżowione policzki. Dłonie miała mocno zaciśnięte a na stopach miała niebiesko-różowe kapcie z kotami. I szła tak przez środek pokoju z dumnie uniesiona głowa. Wyszła z pomieszczenia człapiąc przy tym laczkami.

Przeklinała się w duchu że nie wzięła jakiejś bluzy lub szlafroka. W Pokoju Wspólnym i dormitorium było ciepło, ale tutaj, na kamiennym, nieogrzewanym korytarzu trzęsła się z zimna. Otuliła się mocniej dość cienka bluzka od piżamy i zaczęła iść. Nie patrzyła gdzie idzie, nie obchodziło ją to. Szła tam gdzie ją nogi poniosą i zastanawiała się czy może na serio zbyt surowo potraktowała Pottera. Szybko odpędziła od siebie ta myśl. „Zasłużył sobie” pomyślała. „Urodziny udane, nie ma co!” Myślała o tym jakby jej urodziny wyglądały gdyby nie była czarownica. Nigdy by się nie dowiedziała o magii, nie poszła by do tej wspanialej szkoły i nie poznałaby dziewczyn. Nagle zrobiło się ciemno. Wszystkie pochodnie zgasły; zaczęła się cisza nocna. Pomyślała że powinna już wracać i obróciła się na pięcie z przerażeniem stwierdzając że nie wie gdzie jest. Nie patrzyła na drogę a w Hogwarcie wszystkie korytarze wyglądają bardzo podobnie. W nocy wyglądają tak samo.

Zrobiła niepewny krok do przodu. Usłyszała szelest za sobą i obróciła szybko głowę. Zobaczyła jedynie ciemność. Serce zaczęło jej bić jak szalone, oddech się jej przyśpieszył i poczuła jak się jej robi gorąco. Zaśmiała się.

-Dobra Lily, popadasz w paranoje – powiedziała sama do siebie – nikogo tu nie ma, to jest Hogwart, najbezpieczniejsze miejsce na ziemi, nic ci się tu nie stanie.

-Nie byłbym tego taki pewny... – usłyszała szept za uchem. Przerażenie, niepewność, panika, strach. To można było dostrzec w jej spojrzeniu. Ktoś zaśmiał się przy jej szyi, wywołując u niej dreszcze. Chciała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Poczuła jak silna dłoń zaciska się na jej przedramieniu. Ból jaki poczuła sprawił że odzyskała swoją pewność siebie.

-Zostaw mnie ty głupi kretynie, czego chcesz!? – wrzasnęła i zaczęła się wyrywać. On był jednak silniejszy. Przygwoździł ja do ściany, druga ręka szukając klamki do drzwi. Gdy w końcu znalazł, otworzył je i wepchnął czternastolatkę do środka. Upadła na posadzkę. Mężczyzna wszedł i stanął nad nią. Światło księżyca oświetliło jego twarz. Usta Malfoya układały się w szyderczy uśmiech a jego oczy były przepełnione nienawiścią. Spojrzała na niego zdziwiona; nic mu przecież nigdy nie zrobiła, o co mu chodzi?

-Czego ode mnie chcesz? – powtórzyła pytanie podnosząc się powoli. Odpowiedział swoim słynnym, ironicznym uśmieszkiem – Nic ci nigdy nie zrobiłam!

-Powiedzmy, ze chce się odpłacić za te wszystkie szlabany, odjęte punkty i za Yaxley'ego– z każdym słowem zbliżał się do niej.

***

Mała dziewczynka z krótkimi, rudymi warkoczykami szła samotnie korytarzem. Błądziła, szukając swojej klasy od transmutacji, gdy usłyszała czyjś krzyk. Pobiegła w tamta stronę i to co zobaczyła wypełniło ją przerażeniem. Na podłodze leżała zakrwawiona dziewczyna, około czternaście lat, a nad nią stali dwaj chłopcy, z uniesionymi różdżkami. Jeden,, był o wiele starszy, a ten drugi, był w wieku dziewczyny. Chociaż jej twarz była zmasakrowana, Lily rozpoznała w niej Amelie, ścigająca Gryfonów.

-Zostawcie ją! – wrzasnęła, zanim ugryzła się w język. Chłopcy zaprzestali rzucania zaklęć i zwrócili się do niej. Popatrzyli się na nią z rozbawieniem.

-A co nam zrobisz? – powiedział młodszy, przeciągając lekko sylaby. Jego towarzysz się zaśmiał i uniósł różdżkę. Lily spanikowała, nie znała żadnych zaklęć, a oni mogą z nią zrobić co tylko chcą. Nie chciała skończyć jak Amelia, wiec zrobiła niepewny krok do tylu.

-P-powiem Dumbledore’owi! – krzyknęła, co wywołało jeszcze większa salwę śmiechu.

-Nie radzę złotko. No, chyba ze masz ochotę skończyć jak ta twoja szlamowata przyjaciółka... – Lily przełknęła głośno ślinę, zrobiła drugi krok w tył, po czym puściła się biegiem w druga stronę. Jak najdalej od nich. Oglądnęła się za siebie i tym momencie na kogoś wpadła. Prawie się przewróciła ale ten ktoś ją przytrzymał. Uśmiechnęła się z chęcią przeproszenia i podziękowania, ale jak zobaczyła kto to zaczęła krzyczeć coś niezrozumiałego i ciągnąc osobę za sobą. Przysadzisty profesor, z sumiastymi wąsami z rozbawieniem poszedł za nią, prosząc o uspokojenie się i wytłumaczenie.

-Panie profesorze, bo ja szłam na transmutacje i potem ktoś krzyczał i poszłam zobaczyć i tam tacy dwaj chłopcy byli i ona tam leżała i była zakrwawiona i oni się ze mnie śmiali i ja chciałam powiedzieć profesorowi Dumbledore’owi, ale nie wiem gdzie jest jego gabinet i oni tam nadal są i oni mówili że jak komuś powiem to mi też coś zrobią, ale ja musiałam panu powiedzieć bo przecież jej tak tam nie zostawię i oni tam nadal są i ja nie wiem co robią, ale coś bardzo złego bo ona tam była cala we krwi! – Powiedziała wszystko na jednym wydechu – Niech się pan pospieszy! - Z tego co zrozumiał profesor, ktoś się nad kimś znęcał wiec poszedł szybko za dziewczynka. Doszli do korytarza i profesor Slughorn zobaczył dwóch uczniów ze swojego domu. Gdy oni go spostrzegli, wymienili przestraszone spojrzenia i tym razem to oni puścili się biegiem przed siebie, zostawiając Amelię.

-Jak masz na imię? – zapytał nauczyciel.

-Lily, a to jest Amelia – powiedziała już spokojniej.

-Chodź, zaniesiemy Amelię do Skrzydła Szpitalnego, a potem pójdziesz do Dyrektora i mu wszystko opowiesz, dobrze? – Lily pokiwała głową. W Skrzydle Szpitalnym pielęgniarka zapewniła ich że Amelia z tego wyjdzie. Dzień później, Yaxley'ego już nie było w szkole, ale tego drugiego nie potrafili rozpoznać.


***

-Chyba nie myślałaś że ujdzie ci to na sucho? Yaxley został wywalony ze szkoły przez ciebie. Musisz teraz za to zapłacić – ironiczny uśmiech, który sprawiał ze wygląda przerażająco, nie schodził mu z ust.

-Wyleciał przez swoja własna głupotę! Jakby nie znęcał się nad Amelia to nic by się nie stało! To już nie moja wina że jest skretyniałym sadystą, zasłużył sobie na to! A jak ty mi coś zrobisz, też cię wyrzucą! – nie panowała nad swoimi emocjami. Próbowała trochę ochłonąć ale napawała ją złość na Malfoya, na siebie, na Pottera. Nie umiała trzymać w sobie tego dłużej, chociaż wiedziała że jak się zaraz nie przymknie to będzie jeszcze gorzej. Cokolwiek ten arystokrata chciał jej zrobić, wiedziała że nie będzie to mile.

-Nie pogarszaj sobie sprawy, złotko – słysząc to słowo zamarła na chwile. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy na sekundę.

-Co chcesz mi zrobić debilu? – zapytała spokojnie. Skutecznie chowała swój strach. Nie chciała mu dać tej satysfakcji, nie będzie pokazywała ze się go boi, bo to go tylko jeszcze bardziej uszczęśliwi. Zrobił kilka kroków w jej stronę, ona oddalała się do tylu. Gdy poczuła za plecami zimna ścianę, panika wypełniła jej serce. Chłopak cały czas się zbliżał. Przygwoździł jej ręce do ściany mierząc ją spojrzeniem.

-Jesteś taka ładna... Szkoda. – Ich nosy się prawie stykały. Lily właśnie zdała sobie sprawę z tego, co zaraz nastąpi. Bicie serca jej diametralnie przyśpieszyło, poczuła że robi się jej gorąco. Z szybkim oddechem, próbowała się wyrywać. Gdy poczuła ciasne łańcuchy oplatające jej ręce i nogi i przywierające do ściany, zaczęła krzyczeć.

-Nikt cię już nie usłyszy, nie trać oddechu kochana – rzekł, dotykając jej szyi opuszkami palców. Poczuła okropne ciarki przeszywające jej skore – Nikt cię tutaj nie uratuje – szepnął jej do ucha. Popatrzył na jej twarz – Taka ładna. Gdyby nie ta twoja szlamowata krew. Szkoda że miałaś takich rodziców. Matka i ojciec, oboje mugole... To musi być okropne – Lily już nie wytrzymywała, więc zrobiła rzecz która pierwsza przyszła jej na myśl. Plunęła mu w twarz. Jego mina wyrażała zdziwienie jak i lekki podziw. Wytarł się i powiedział – Odważna jesteś. Uważaj żeby ta odwaga nie wprowadziła cie w kłopoty... Och, przepraszam, już w nich jesteś.

-Jesteś ohydny! Brzydzę się takimi ludzmm... – zatkał jej usta językiem. Wpijał się w jej usta z brutalnością, nie pozwalając jej nawet złapać oddechu. Bez żadnych uprzedzeń jego ręce powędrowały do jej piersi. Unieruchomione ręce i nogi nie pozwalały się jej bronić. Chociaż łzy pchały się jej do oczu, próbowała za wszelka cenę je powstrzymać; nie miała najmniejszej ochoty okazywać słabości przed Malfoyem. Poczuła jak jej się koszula podnosi. Jego ziemne, szorstkie ręce wędrowały po całym ciele, jego usta nie odrywały się od jej, nawet na sekundę. W końcu się od niej odsunął. Odszedł na jeden krok i ponownie zmierzył ją spojrzeniem. Młoda Gryfonka oddychała głośno, patrzyła na niego z odrazą i strachem. On zastanowił się chwilę i wyciągną różdżkę. Lily modliła się w duchu żeby ją puścił, żeby odczarował te łańcuchy i pozwolił jej wrócić do dormitorium. Niestety usłyszała tylko jak cicho mówi „Sectumsempra”. Poczuła palący ból przy obojczyku i na ramieniu i zobaczyła jak jej rozcięta bluzka barwi się na czerwono. Zachłysnęła się powietrzem i jęknęła. Blondyn uśmiechnął się triumfalnie jednym szybkim ruchem zerwał z niej bluzkę. Po chwili zrobił to samo ze spodniami. Oczy znowu napełniły się łzami, ale i tym razem nie pozwoliła żadnej spłynąć.

-No, no, no. Nieźle. Dobry wybór. Wiesz Evans, nigdy nie rozumiałem czemu Potter zawraca sobie głowę taka szlamą jak ty, ale teraz to całkowicie go popieram – na wzmiankę o Potterze przypomniało sobie jak kiedyś mówiła że wolała by się przespać z Malfoyem za pieniądze niż umówić się z Jamesem. Teraz dała by wszystko żeby być z nim na jakieś głupiej randce, na spacerze czy gdzieś tam. Zamiast tego, patrzyła jak jej największy wróg, rozpina przed nią rozporek ze swoim ironicznym uśmieszkiem. Zacisnęła mocno powieki, czekając na nieuniknione. Ból jaki poczuła kilka sekund później, zostanie z nią na zawsze, będzie nawiedzał we śnie i na jawie. To było o tysiąc razy gorsze niż rozcięte ramie, czy obite plecy. Ktokolwiek powiedział ze ból psychiczny jest gorszy od fizycznego... Może i jest. Ale oba naraz, porażona psychika i poturbowane ciało, to najgorsze przeżycie jakie ją kiedykolwiek spotkało. Teraz już jej nie obchodziło czy płacze, czy krzyczy, po prostu chciała żeby to się wreszcie skończyło. Ból nie odchodził. Z każdym jego ruchem robił się coraz intensywniejszy, rozchodził się po całym kawałku jej drobnego ciała. Krzyknęła przeraźliwie, nie mogąc już wytrzymać. Wciąż miała zamknięte oczy, nie chciała patrzeć na jego twarz, widzieć jego zadowolonej miny, uśmiechu. Nie słyszała nic, prócz swoich krzyków agonii. Niespodziewanie, Malfoy przestał. Cały czas krzyczała, cały czas czuła ból, ale nie był już tak przeszywający. Usłyszała głuchy łoskot pod stopami, ale bała się otworzyć oczy.

-O mój boże, Lily! – zatroskany, głos chłopaka dotarł jej słuchu. Od razu go poznała. Z zamkniętymi oczami i wielka radością poznała, że stoi przed nią James Potter. Poczuła jak kładzie na niej jakiś materiał. Gdy tylko odkuł jej ręce od ściany, osunęła się po niej i bezwładnie usiadła na podłodze zakrywając twarz dłońmi. James okrył ja szczelnie swoja szata i podniósł delikatnie jej wątłe, obolałe ciało.

-Już dobrze, jestem przy tobie – powiedział kojąco, próbując uspokoić łkająca dziewczynę która wtuliła twarz w jego tors. Mieszanina krwi i łez pobrudziła jego koszule. Szedł szybko, szepcąc słowa otuchy. Po kilku sekundach, zasnęła.

czwartek, 24 stycznia 2013

Sowia Poczta Numer 1

Długo nie było notki, ale mam dobry powód. Po pierwsze, notka jest taka.... specjalna.... Jedna z tych ważniejszych. Po drugie, postanowiłam założyć drugiego bloga! Bardzo serdecznie zapraszam na:
http://czy-to-sen.blogspot.co.uk.
Także o tematyce Potterowskiej, ale inny, oczywiście :) Mam nadzieję, że ktoś będzie chciał przeczytać.
To tyle... Tutaj nowa notka pojawi się już nie długo :)
Pozdrawiam
Lexie

wtorek, 22 stycznia 2013

Liebster Awards

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Zostałam nominowana przez Alex Okupska.

Pytania które dostałam:

1) Ulubiona piosenka?
Niestety nie posiadam jednej ulubionej piosenki, ale mogę kilka wymienić: Linkin Park - Castle of glass, Lily Allen - Knock 'em down, Blink182 - What's my age again... i wiele, wiele innych :D

2) Co sprawiło, że teraz piszesz to opowiadanie?
Czytałam przed tym masę podobnych opowiadań i tak jakoś pomysły zaczęły mi wlatywać do mózgu... I zaczęłam pisać

3) Co cie motywuje?
Raczej kto, a nie co... Motywuje mnie Pani Alex, wrzeszcząc, bijąc i gwałcąc mnie, żebym napisała następny rozdział.

4) Czy ktoś ci kiedykolwiek pomógł, jeśli tak, to kto?
Rozumiem że chodzi tu o bloga. Więc Alex, znowu... I bardzo mi pomogła StrawCherry.

5) Co myślisz o własnym tworze wyobraźni?
Znowu chyba o bloga chodzi, więc sądzę, że jest... przeciętny. Nie jest jakiś świetny, ale też nie jest do pupci :)

6) W czym pomaga ci pisanie?
Hmmm... Trochę mnie to odstresowuje, I bardzo pomaga na nudy.

7) Masz do tworzenia jakiś sentyment?
Ogromny. Zostawiałam bloga z tysiąc razy, ale ciągle do niego wracam!

8) Jak zaczęła się twoja historia z HP?
To przez (a raczej dzięki) mojego brata. Jak miałam sześć lat, on zaczął czytać Harry'ego, a ja, ponieważ we wszystkim go kopiowałam, też zaczęłam. Niestety, czytanie mi wtedy nie przypadło do gustu, ale po obejrzeniu pierwszego filmu, zabrałam się za książki i bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mi się spodobało i na raz przeczytałam wszystkie pięć, bo szóstej jeszcze wtedy nie było. :)

9) Czy ktokolwiek mówił ci, że masz do tego talent?
Tak, ale pewnie kłamali :D

10) Jak długo piszesz, nie tylko to?
Piszę tylko to i piszę to od 4 lat.

11) Ile Fanfiction przeczytałeś/aś?
787482364892368947629364823648926348792387482365362958617346589436589634789513689475613465873465873465698......... :D


Blogi które nominuję:

http://you-love-me-and-i-love-you.blogspot.co.uk/ - Avampi/Katy
http://dominique-weasley.blogspot.co.uk/ - StrawCherry
http://siostra-harryego-pottera.blogspot.co.uk/ - Anastasia
http://zburzyc-monotonie.blogspot.co.uk/ - Asuria
http://inaczej-niz-zazwyczaj.blogspot.co.uk/ - Alex Okupska
http://eileenross.blogspot.co.uk/ - Eve
http://malfoy-issue.blogspot.co.uk/ - Camille Blue
http://czy-to-mozliwe.blogspot.co.uk/ - Alex Okupska
http://lilka-evans.blogspot.co.uk/ - Erin
http://lily-i-james-labirynt-zycia.blogspot.co.uk/ - Lilka
http://zycie-syriusza-blacka.blogspot.co.uk/ - Arvis


A oto moje pytania:

1) Co robisz, żeby się odprężyć?
2) Jaka jest twoja ulubiona książka?
3) Jaka jest twoja ulubiona piosenka, ewentualnie ulubione piosenki?
4) Miłość czy przyjaźń?
5) Psy czy koty?
6) Niewidzialność czy latanie?
7) Jakbyś przez jeden dzień był/a wszechmogący/a, co byś zrobił/a?
8) Gdybyś mogła jedną rzecz w sobie zmienić, co byś zmieniła?
9)  Co ci się w tobie najbardziej podoba? 
10) Jaki jest, według ciebie, twój największy, najlepszy, najświetniejszy talent?
11) Co cię motywuje do pisania bloga?

W razie pytań, nominowani są proszeni o podanie odpowiedzi, osoby, które sami nominują oraz pytania do tych osób w osobnym poście na swojej stronie. Nominujesz 11 osób. Powodzenia, gratuluję i weny życzę, Lexie. :)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

14) Na pewno "Przyjaciele"? cz. 2



Szli we dwójkę przez pokryte malutką warstwą białego puchu błonia, rozmawiając i śmiejąc się z błahostek. Zimowe słońce przyjemnie muskało ich twarze a śnieg trzeszczał pod butami. Chociaż z pozoru wyglądali na szczęśliwych i zadowolonych z życia, ich głowy zaprzątały ponure myśli. I oboje mieli podobny problem. A mianowicie, przeszkadzała im ich przyjaźń, ale jednemu i drugiemu w inny sposób.

James zastanawiał się czy nie są zbyt dobrymi przyjaciółmi. Jeśli przyjaźń im tak dobrze wychodzi, to może nie ma już miejsca na nic więcej? On nadal darzył ją większym uczuciem, ale im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej w to wątpił. Może zmarnował cztery lata na szukanie czegoś co nie istnieje?

Lily także zastanawiała się czy nie są zbyt dobrymi przyjaciółmi. Jeśli przyjaźń im tak dobrze wychodzi, to może miłość, lub zauroczenie, będzie im wychodzić lepiej? Wcześniej nie dała mu szansy na nic a teraz się tak świetnie dogadują. Może jak mu da szansę na coś więcej, będą się dogadywać jeszcze lepiej?

Gdy doszli do celu, a mianowicie chatki Hagrida, zapukali równocześnie do drzwi. Otworzył im i zaprosił z uśmiechem do środka, a jak już usiedli, postawił na stole ciasteczka i trzy wiaderka herbaty. James i Hagrid o czymś dyskutowali, ale uwagę Lily przyciągnęła malutka, brązowa kupka sierści, która się co kilka chwil ruszała.

-Eee, Hagrid? – Zapytała z niemałym przerażeniem – Co to jest?

-To? To jest Szpon – mówiąc to, podszedł do kupki sierści i ją delikatnie podniósł. Zza długiej grzywy wyglądały duże czarne oczy i drobny pyszczek. Szczeniaczek przyglądał się Lily i Jamesowi.

-O jejku, jaki słodki! – Evans wstała i podbiegła do Hagrida i wzięła pieska na ręce. Zaczęła go głaskać i drapać pod uchem.

-A on nie jest jakiś… Nie wiem, niebezpieczny? – zapytał podejrzliwie James.

-Nie, no co ty! Czy ja kiedyś miałem jakieś niebezpieczne zwierzątko którym nie umiałem się zająć? – zapytał oczywistym głosem Hagrid i nie zauważył jak Potter i Evans wymienili niespokojne spojrzenia – to tylko normalny piesek.

-Skąd go masz? – Lily nie odrywała wzroku od szczeniaka.

-To był pomysł dyrektora! Mówił że mi pewnie tu nudno samemu i powiedział żebym sobie psa kupił! – krzyknął uradowany.

-Naprawdę? Nie wiedziałam że Dubledore jest taki hojny i wspaniałomyślny!

-Jest najlepszy! – Hagrid wziął swojego nowego pupila i zaczął do niego mówić jak do niemowlęcia: Taki jesteś słodki, o tak, twoja mamusia się tobą zaopiekuje… Lily i James pożegnali się z pół-olbrzymem, pogłaskali jeszcze Szpona i wyszli, kierując się w stronę zamku. Niestety, drogę im zagrodził Lucjusz Malfoy i inni Ślizgoni, w których znalazł się Snape i młodszy brat Syriusza, Regulus.

-Ech, Potter myślałem że w końcu zmądrzysz i odpuścisz sobie tą Evans – Powiedział blondyn z wyniosłym wyrazem twarzy.

-Spadaj Malfoy – James mruknął wymijająco. Pociągnął Lily za rękę i chciał ruszyć przed siebie.

-Nawet nie wiem co ty w niej widzisz – James zaczął się trząść ze złości – Ma jakieś zaburzenia psychiczne, jest głupia i nawet nie jest jakoś zniewalająco piękna.
Potter się zatrzymał i odwrócił. Wyciągnął różdżkę i wycelował ją w Malfoya.

-James, nie warto, chodź – powiedziała Lily.

-Tak, słuchaj tej swojej szlamy! – zawołał za nim Malfoy, a cała jego grupa się zaśmiała.

-Petrificus Totalus! – James, w tempie błyskawicznym wykrzyczał zaklęcie i obronił siebie i ją przed trzema innymi. Malfoy zesztywniał i upadł na śnieg. Lily zrezygnowała z prób odciągnięcia go i sama wyciągnęła różdżkę. Rozbroiła jednego Ślizgona, James rozbroił drugiego. Niestety było ich za dużo i skończyło się dwudniową wizytą w Skrzydle Szpitalnym. Lily się przeziębiła i dostała zapalenia płuc, ponieważ jeden z ich przeciwników użył na niej aquamenti, a James… Nie wiadomo co mu się stało. Został uderzony kilkoma zaklęciami. Całe ciało obrosło mu malutkimi mackami, a jego głos brzmiał jakby oddychał helem. Niby nic poważnego, Pani Pomfrey usunęła macki w kilka minut, ale głos był naprawdę denerwujący i błagał na kolanach pielęgniarkę żeby coś z tym zrobiła.



*   *   *

Po nocy w Skrzydle Szpitalnym, głos Jamesa powrócił do swojego normalnego tonu, ale pielęgniarka zatrzymała do jeszcze w szpitalu przez kilka godzin. Jak już wyszedł, lekcje się skończyły. Gdy tylko pojawił się w dormitorium podzielił się planem zemsty ze sowimi przyjaciółmi. Mianowicie: napad na Snape’a i wyżywanie się na nim. Syriusz przystał na to z wielkim entuzjazmem, Peter oczywiście robił to samo co James i Syriusz a Remus próbował wybić mu to z głowy logicznymi i przemyślanymi argumentami, ale przegrał. W końcu, trochę sceptycznie, zgodził się z nimi i zaczęli planować ‘napad’.

-No to co? Jak to zrobimy? – zapytał Potter ze swoim zwyczajnym, złowieczym błyskiem w oku.

-Jak to jak? Normalnie! Jak go zobaczymy między lekcjami to się nim zajmiemy i po sprawie! – stwierdził oczywistym głosem Black.

-Taa i Lily przyjdzie i na mnie nawrzeszczy i znowu się obrazi – uciął okularnik patrząc na Syriusza jak na idiotę. Ten podrapał się po głowie i przytaknął.

-Możemy go gdzieś zwabić – powiedział Peter rozglądając się w około, jakby bał się że zaraz go wyśmieją. James szeroko się uśmiechnął i już chciał pogratulować Peterowi pomysłu, ale Remus mu przerwał.

-Zwabić, ale gdzie i jak? – mina wszystkim zrzędła.

-Gdzieś gdzie Evans nie chodzi.

-Gdzieś gdzie inni będą. Wiecie żeby go jeszcze bardziej upokorzyć.

-Gdzieś gdzie nie będzie nic podejrzewał.

-Mam pomysł! – zawołał Syriusz, a minę miał taką jakby znowu była gwiazdka i dostał 
masę prezentów. Reszta patrzyła na niego wyczekującym wzrokiem. – To zrobimy tak: Dziewczyny możemy przecież w dormitorium zamknąć.

-Świetny pomysł, tylko jak? Nawet nie umiemy się tam dostać, to niby jak je tam zamknąć?

-A właśnie! Zapomniałem ci powiedzieć, że umiem się dostać do dormitorium dziewczyn! – Syriusz uderzył się lekko otwartą dłonią w czoło a James wytrzeszczył oczy.

-Jak?!

-Na miotle! – powiedział z ogromnym uśmiechem i zwycięską miną. Teraz to James uderzył się dłonią w czoło.

-No jasne! Boże to przecież takie proste! Możemy włamać się tam jak będą spały, ukraść… Nie, schować im różdżki, i zamknąć drzwi.

-Klucze też mają, możemy im szafę przelewitować i zastawić drzwi.

-I się nie wydostaną aż nie znajdą różdżek. A my już dawno załatwimy sprawę ze Smarkiem! – Przybili sobie piątki i opadli zmęczeni, ale zadowoleni, na łóżka.

-Może by tak trochę jeszcze potrenować? – zapytał James podnosząc się na łokciach.

-Animagię? – bardziej stwierdził niż zapytał cicho, ale bardzo entuzjastycznie, Syriusz. James potwierdził, kiwając głową. We trójkę, Potter, Black i Pettigrew, poderwali się z łóżek i stanęli na środku pomieszczenia.

-Na trzy? – spytał okularnik a reszta kiwnęła.

-Jeden… Dwa… TRZY! – zacisnęli powieki starając się skupić. Syriuszowi wyrosło jedno, małe, lewno widoczne, czarne ucho. I nic więcej.

-Nosz, kurcze! Wcześniej miałem oba uszy i ogon a teraz co!?

-Black, bez nerwów – powiedział spokojnie Remus – Jak to wtedy zrobiłeś?

-Normalnie! Myślałem o byciu zwierzęciem, wyobraziłem sobie jak się zmieniam i jak biegam sobie po lesie z wilkołakiem.

-Czemu wyobrażałeś sobie jak biegasz po lesie z wilkołakiem?

-No przecież po to, to robimy tak?

-Ale ja nigdy o tym nie myślałem jak próbowałem się przemienić.

-To może dlatego nic ci nie wychodzi?

-Dobra próbujemy jeszcze raz.
Chłopaki znowu zacisnęli oczy (według Remusa wyglądali jakby bardzo długo siedzieli na sedesie).

-James! – zawołał jedyny który nie ćwiczył – Masz rogi! – chłopaki otworzyli oczy i spojrzeli zdumieni na Pottera. Ten z kolei pobiegł do łazienki i spojrzał w lustro. Wszedł powrotem do pokoju i zaczął skakać z podekscytowania. Krzyczał na całe gardło że ma rogi, wykonując jakiś niezidentyfikowany tanieć radości.

-Będę pewnie jakimś super, świetnym jeleniem!

-Albo kozą – skwitował z uśmiechem Peter, co wywołało śmiech ze strony Syriusza i wielkie oburzenie ze strony Jamesa - Kozy też mają rogi.

-Ale nie takie. Tak wyglądają rogi jelenia! – stwierdził Potter głosem wszechwiedzącego.

-A od kiedy ty się tak na rogach znasz? – zapytał Remus.

-Pff! Od zawsze! Ja wiem wszystko! – powiedział i podniósł dumnie głowę.

-No tak, o rogach to na pewno wiesz wszystko. Evans cały czas ci je doprawiała – oznajmił Syriusz a wszyscy wybuchli śmiechem. James z naburmuszoną miną podniósł ostentacyjnie głowę i poszedł tylko do łazienki popodziwiać swoje rogi.



*   *   *

O czwartej w nocy, cały zamek jest pogrążony w śnie. No, prawie cały. Dwaj chłopcy właśnie lecieli na miotłach przy wieży Gryffindoru, a inni dwaj stali w oknie i przyglądali się im. James otworzył czwarte okno od dołu po lewej stronie i wleciał do środka. Zaraz za nim podążył Syriusz i zamknęli okno. Podeszli do łóżek i zabrali różdżki z szafeczek. Syriusz wyszeptał zaklęcie i bezszelestnie przelewitował szafę przed drzwi a James wetknął cztery różdżki za nią. I wylecieli przez okno, zamykając je za sobą.



*   *   *

-POTTER!!! – o dokładnie 6:30, rozległ się przeraźliwy wrzask, budzący wszystko i wszystkich w wieży Gryffindoru i w tym oczywiście Huncwotów.

-Ojj, Lilka się chyba obudziła – powiedział Syriusz zaspanym głosem, podnosząc lekko głowę.

-Nic jej nie będzie, znajdą w końcu różdżki i wyjdą – James powiedział spokojnie.

- POTTER, TY GŁUPI IMBECYLU, WIEM ŻE TO TY, MASZ NAS W TEJ CHWILI WYSPUŚCIĆ, BO JAK NIE TO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!!!

-Może jednak to nie był aż taki dobry pomysł? – zastanowił się Remus.

-Nie ma żadnych dowodów że to my, zresztą przecież „nie umiemy się dostać do ich dormitorium!” – zapewnił ich Potter. Jego beztroski uśmiech ich całkowicie przekonał. Nie zważając na wrzaski dziewczyn, chłopaki się ubrali i zeszli spokojnie na dół. Bez wzruszenia wyszli z Pokoju Wspólnego… A jak dziura za portretem się zamknęła wybuchli niekontrolowanym śmiechem. W końcu, po długiej chwili, jak już jacyś inni ludzie wyszli z Pokoju Gryfonów, uspokoili się i podążyli do Wielkiej Sali rozmawiając pół-szeptem o Snape’ie. Chociaż zawsze robili plan działania, nigdy nie udało im się go wykonać. Jak przyszło co do czego, po prostu improwizowali. Tym razem, chcieli trochę do podrażnić: powiesić Levicorpusemchłoszczyść i parę zaklęć rozbrajających, a potem chcieli mu zrobić piękny makijaż ‘Alla ruska prostytutka’ i związać mu tłuste stróżki włosów różowymi kokardkami.

Doszli do swojego stołu, usiedli na swoich stałych miejscach i zaczęli zajadać się swoimi ulubionymi smakołykami.

-Remus, podaj mi syrop klonowy – powiedział Syriusz, a gdy dostał swoją potrzebę polał nim wielki stos naleśników. W tym memencie Peter konsumował kanapki z czekoladą,  Remus tosty z masłem a James siedział i wpatrywał się z niepokojem w drzwi.

-Jimmy, coś nie tak? – Zapytał Lupin.

-Mam wrażenie że nie schowaliśmy różdżek dość dobrze… - odpowiedział powoli.

-Daj spokój, co się stało z tym całym optymizmem z rana?! – zawołał dziarsko Syriusz.

-No tak ale…

-Żadne ale, wyluzuj, nic się nie stanie – dodał i poklepał przyjaciela po ramieniu. Potter się uśmiechnął ale w jego oczach widoczna była szczypta lęku.

Najedli i napoili się zanim jeszcze wszyscy zeszli się do Wielkiej Sali. Ponieważ nie widzieli Snape’a wśród Ślizgonów, przystanęli przed drzwiami i postanowili poczekać aż chłopak sam do nich przyjdzie. Dopiero po około 15 minutach zauważyli wychudzonego, wysokiego chłopaka z tłustymi włosami. Podeszli do niego podnosząc różdżki z triumfalnym uśmiechem. Jego mina się zmieniła, teraz zamiast znudzenia, pokazywała ona strach. Cofnął się nieznacznie, ale tłum ludzi nie pozwolił mu uciec.

-Cz-czeego chce-esz Pot-ter? – starał się brzmieć wyzywająco, ale jąkanie mu na to nie pozwoliło.

-Ojj, biedny Smarkuś, boi się czterech kolegów z klasy? – Syriusz powiedział dziecinnym głosem.

-Teraz nie jesteś taki odważny, co? – zapytał James wyzywająco. Odpowiedziało mu milczenie. Snape patrzył z lękiem w oczach po swoich przeciwnikach i trzęsącą ręką podniósł różdżkę.

-E-expeliarmus! – krzyknął, ale James w porę użył zaklęcia tarczy. Snape zawisł do góry nogami. Szata opadła mu na czerwoną twarz i zaczął wierzgać rękami i wrzeszczeć w niebogłosy, przekrzykując wiwaty tłumu. W tym momencie usłyszeli nowy głos. Nie aż taki głośny, ale James od razu go poznał. Bezgłośnie powiedział „Ups”.

-JAMESIE POTTERZE, WYTŁUMACZ MI TU W TEJ CHWILI…! – Ruda dziewczyna urwała gdy tylko zobaczyła co się dzieje. Wytrzeszczyła oczy i z obrzydzeniem popatrzyła na Huncwotów.

-Lily, to wszystko można logicznie wytłumaczyć – powiedział szybko Remus.

-Remus. Nie. Wtrącaj. Się. – Wycedziła przez zęby, a blondyn skulił się i cofnął.

-Lily, proszę cię, wysłuchaj nas – Syriusz rzekł błagalnym głosem. Dziewczyna, czerwona na twarzy, oddychała głośno, oparła ręce na biodrach i zgromiła go spojrzeniem, co spowodowało że tak jak Remus, zrobił krok do tyłu i zniknął w tłumie.

-Lily, to nie tak, my mu tylko chcieliśmy dać nauczkę za przedwczoraj – James zaczął tłumaczyć.

-Dobra. Rozumiem. Należało mu się – mówiła to wszystko bardzo cicho i spokojnie, ale wszyscy wiedzieli że to tylko cisza przed burzą.

-No… tak – okularnik przytaknął. Nie śmiał spojrzeć jej w oczy, więc odwrócił głowę.

-Ale powiedz mi tylko jedno… Dlaczego tylko jemu dajesz nauczkę, co? Dlaczego to zawsze on dostaje? – ponieważ Chłopak nie umiał odpowiedzieć na to pytanie Lily kontynuowała – Ja ci mogę powiedzieć dlaczego. Bo jesteś głupim, tchórzliwym, nadętym gumochłonem, który nic innego nie potrafi, tylko znęcać się nad słabszymi! Jakoś nigdy nie widziałam żebyś podskoczył komuś silniejszemu do ciebie!

-A w październiku, z Malfoyem to co? – James powiedział zanim zdążył się ugryźć  w 
język.

-Uwierz mi Potter, NIE POMAGASZ SOBIE! Może mi jeszcze inne rzeczy przypomnisz co?! Może mi poopowiadasz jak to się znęcałeś nad pierwszakami, lub kotką Filtcha?! Tak wtedy na pewno zrozumiem, wybaczę i rzucę ci się w ramiona! – wrzasnęła sarkastycznie 
– Wiesz co  ci powiem? Brzydzę się tobą. Tak nienawidzisz Ślizgonów, a sam masz większość ich cech! – Potter już otwierał usta żeby cos powiedzieć, ale Lily mu przerwała 
– Jesteś cyniczny, arogancki, niewychowany. A twoje ego się oknami zamku wylewa!  Naprawdę, nie wiem jak to możliwe, że jeden czło… Jedna żyjąca kreatura może posiadać aż tyle wad. Już o wiele bardziej mi się podobał układ, w którym w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. I jak jeszcze raz wywiniesz mi taki numer z tą szafą to, przysięgam, że cię własnoręcznie wykastruję! Nie wiem, w jaki sposób się dostałeś do naszego dormitorium, ale lepiej dla ciebie żebyś ten sposób zapomniał! - Zakończyła i, obracając się na pięcie, wkroczyła do Wielkiej Sali z dumnie uniesioną głową – I postaw go wreszcie na ziemię do jasnej cholery!!! – Zawołała, ponieważ Snape nadal wisiał pod sufitem.

~Lexie 

czwartek, 10 stycznia 2013

13) Na pewno "Przyjaciele"? cz. 1

Noc. Przyćmione światło różdżki niskiej postaci, rozrywało ciemność, która panowała na korytarzach wielkiego, kamiennego zamku. Postać poruszała się powoli i niezgrabnie i jakby bez większego celu. Człowiek ten szedł, znikając co chwila za zakrętami i rozmyślał nad swoim nędznym życiem. Tak, życie Petera Pettigrew nie było usłane różami.

Chłopak często spacerował po swojej szkole w nocy. Wiedział że nikt mu wtedy nie będzie przeszkadzał, nikt nie będzie zawracał mu głowy… Chociaż, jakby na to nie patrzeć, zazwyczaj nikt go nie zauważał. Owszem, był jednym z Huncwotów, najpopularniejszej paczce rozrabiaków, najlepszą jaką Hogwart widział. Ale jego nikt nie widział. Zawsze był w cieniu swoich przyjaciół, niezauważalny, nieistotny, ignorowany.

Nawet jego przyjaciele często o nim zapominali. Pomijali go w swoich kawałach, nie pamiętali mu mówić o swoich „Tajemnicach Huncwota”, czasami nawet zostawiali go w dormitorium jak idziesz szli, bo po prostu o nim zapominali. Śmiali się z jego pomysłów, wyglądu i zachowania, a on nigdy nie wiedział co robi nie tak. Zawsze starał robić wszystko jak Syriusz, James lub Remus. Niestety bez wyglądu Blacka, poczucia humoru Pottera i inteligencji Lupina nic mu nie wychodziło.

Peter nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś go pochwalił. Wszystko robił źle. Nauczyciele krytykowali jego prace domowe, a dziewczyny krytykowały jego nieudolne próby podrywu. Huncwoci krytykowali go jak tylko coś powiedział lub zrobił. Czasami nie mógł tego znieść, ale, no cóż, nie miał innych przyjaciół. Zresztą,  z początku brał to jako żart czasami, sądził że przyjaciele tak robią. James zawsze kłócił się z Syriuszem, Syriusz zawsze robił na złość Remusowi, i tak w kółko.

Ale nie tylko to go dręczyło. W dniu swoich jedenastych urodzin, w jego domu rozpętało się piekło. To wtedy, kiedy on dowiedział się że jest czarodziejem, jego matka powiedziała jego ojcu o swoich magicznych mocach. Wtedy jego ojciec pierwszy raz upił się tak bardzo, że, nie panując nad sobą, uderzył go. Pani Pettigrew go wywiozła do babci na tydzień. W tym czasie ojciec się trochę uspokoił, ale nie rozmawiał ani z nim, ani z nią. Przesiadywał całymi dniami w pubie i pił.

Aż do pierwszego września. Dla Petera, miał być to najlepszy dzień w jego jedenasto-letnim życiu. Pierwszy dzień w szkole Magii. Chociaż Pettigrew miał w sobie krew czarodzieja, nie wiedział o tym aż do listu, więc bardzo się tym ekscytował. Myślał że to będą najlepsze siedem lat swojego życia i że już pierwszego dnia znajdzie przyjaciół. Zawsze był lubiany wśród swoich rówieśników, łatwo mu szło nawiązywanie nowych kontaktów.

Niestety nie wiedział że te ostatnie kilka miesięcy od jego urodzin tak strasznie go zmieniły. Nawet w mugolskiej szkole stracił wszystkich przyjaciół jakich miał a tego nie zauważył. Był za bardzo podekscytowany perspektywą nowej szkoły. I tym sposobem, zaprzepaścił wszystkie dotychczasowe znajomości i nie umiał się odnaleźć w Hogwarcie. Miał tylko jednego przyjaciela, Remusa. Dopiero po kilku tygodniach udało mu się trochę zżyć z resztą chłopaków z dormitorium i dołączył do Huncwotów.

Zawsze był tym najgorszym, już od pierwszej klasy. Pamiętał, jak ktoś kiedyś spytał Jamesa lub Syriusza dlaczego Peter jest Huncwotem razem z nimi. Na szczęście oni go bronili. Wtedy. Za którymś razem z kolei przestali. W trzeciej klasie w ogóle nie zwracali uwagi na to, czy ktoś mu dokuczał. Niekiedy czuł się jak Snape. Tak samo jak on, był upokarzany i nielubiany i jedyną osobą która próbowała mu pomóc była Lily Evans.

Właśnie. Lily. Od świąt czuł się przy niej jak przy… hmm… Przyjaciółce. Tak, jakby mógł z nią o wszystkim porozmawiać a ona by mu pomogła. To właśnie ona go wtedy, w tym pociągu pochwaliła i nie patrzyła na jego wady, tylko na zalety. Był jej dozgonnie za to wdzięczny i zauważył za co James ją tak lubi. Zazdrościł mu tego, że umiał z nią rozmawiać i że się nie bał. Chciał być taki jak on. Chciał umieć rozmawiać z dziewczynami i chciał się nie bać. Niestety żadna nie chciała z nim rozmawiać. Oprócz Lily. No Roxy, Julie i Jessie też się czasami do niego odzywały, ale ograniczało się to do „Cześć”, lub „Nie widziałeś może …”

Podsumując, Peter nie miał perfekcyjnego życia. Nie miał nawet znośnego życia. Jego życie było do dupy. Zastanawiał się jakby ono wyglądało, jeśli nie byłby czarodziejem. Ojciec nie zaczął by pić, Peter nie straciłby swoich mugolskich przyjaciół. Miał czasem pretensje do matki, że była czarownicą, ale po sekundzie to mijało. Potem miał pretensje do ojca, które, prawdę mówiąc, nigdy nie mijały. Gdyby nie on, teraz byłby całkiem innym człowiekiem.



* * *



Od Świąt stosunki Lily i Jamesa uległy ogromnej zmianie. Po pierwsze odzywali się do siebie, po drugie jak już się odzywali to się nie kłócili, a po trzecie… Chyba nie ma po trzecie. Mniejsza z tym, teraz Evans i Potter są przyjaciółmi. I obojgu bardzo się ten układ podobał.

Gryffoni grali nie dawno swój drugi mecz Quidditcha z Krukonami. Oczywiście wygrali 240-60 i, jeszcze bardziej oczywiście, nie obeszło się bez imprezy. Potter już dawno zerwał Melodie, a tydzień przed meczem zaczął chodzić z Gryffonką z czwartej klasy z drugiego dormitorium, Hollie. Dziewczyny ją kojarzyły z widzenia, ale nigdy z nią nie gadały i, jak się okazało, słusznie. Okazała się być jedną z tych „różowych blondynek”, która interesowała się jedynie ciuchami i lakierem do paznokci.

Podczas imprezy, na której o dziwo nie było kropli alkoholu, ani ludzi z siódmych i szóstych klas, Hollie zrobiła Potterowi wielką awanturę za to że siedział z Lily na kanapie i rozmawiali. Na końcu imprezy miał nową dziewczynę, Cassie z trzeciej klasy.

Dwa tygodnie po tym, znalazł sobie nowy obiekt westchnień, Susan, Puchonka na piątym roku.

-Ej, Potter, przystopuj trochę bo pobijesz mój rekord! – Syriusz zaczął się z nim droczyć, jak go zobaczył z jeszcze inną niewiastą.

-Black, to ty trochę przyśpiesz bo już od jakiegoś miesiąca cię z nikim nie widziałem – James się odgryzł i odszedł w stronę błoń, trzymając w pasie długonogą szatynkę.

Roxy oglądała to wszystko z boku. Uśmiechała się sama do siebie, myśląc, że jakby ktoś zobaczył Blacka z jakąś dziewczyną, to by pewnie spaliła buraka i musiałaby tłumaczyć się przed Lily, Julie i Jessie. Wiedziała że jedyną dziewczyną z którą spotykał się Black, była ona. Od ich pierwszej, normalnej rozmowy, po zerwaniu Jayem, widywali się coraz częściej. Zawsze w tajemnicy przed swoimi lokatorami. I zawsze po przyjacielsku. Oczywiście. Bo są tylko przyjaciółmi.

Roxy wymknęła się najcichszej jak umiała z dormitorium. Miała już do tego wprawę, robiła to prawie co noc. Gdy zeszła ze schodów i zauważyła że on już tam siedział, zakradła się od tyłu i zatkała mu oczy. Ponętnych szeptem zapytała

-Zgadnij kto? – Syriusz uśmiechnął się pod nosem.

-Liz? – zapytał, pewnym głosem. Roxy to trochę zbiło z tropu ale nie odsłaniała oczu.

-Niee…

-Katie?

-Pudło – zaczynała się trochę irytować.

-Scarlett?

-Syriusz! – krzyknęła w końcu oburzona. Chłopak odwrócił się i ze śmiechem mocno przytulił. Po przyjacielsku. Oczywiście.

-Kim są Liz, Katie i Scarlet? – Spytała jak ją puścił.

-Liz to taka pierwszoklasistka, daleka kuzynka Remusa, tak jakoś mi imię do głowy wpadło, wydaje mi się że kiedyś chodziłem z jakaś Katie, a Scarlett to po prostu bardzo ładne imię – powiedział bardzo poważnym głosem, i poprowadził ją za rękę w stronę wyjścia.

-Ładniejsze od Roxanne? – zapytała Roxanne jak już szli korytarzem.

-Nie, oczywiście że nie. Roxanne to najpiękniejsze imię na świecie.

-No! I tak ma być! – zaśmiała się, ale mimo to ścisnęła jego rękę mocniej.

-A co? Zazdrosna jesteś?

-Nie! – odpowiedziała szybko i dziękowała w duchu że jest ciemno, ponieważ jej twarz przypominała teraz dorodnego buraka.

-Mhmm – Syriusz czuł coraz większą satysfakcję, wiedział że Rox się rumieni i że jest o niego zazdrosna. Pierwszy raz to zauważył na imprezie Sylwestrowej, jak tańczył z innymi dziewczynami. I szczerze, kilka razy złapał siebie na posyłaniu morderczych spojrzeń a stronę chłopaków z którymi ona rozmawiała.

-Nie jestem o ciebie zazdrosna!

-Wmawiaj to sobie skarbie – powiedział, ale dopiero po chwili doszedł go sens tych słów. Oboje poczuli jak w policzki robi im się gorąco i trochę zwolnili. Przez chwilę szli w ciszy, nieco skrępowani. Ostatecznie, całkowicie zapomnieli o zażenowaniu i znowu normalnie rozmawiali. Po przyjacielsku. Oczywiście.

Naturalnie każdy widzi przyjacielskie spotkania inaczej. Jeśli przyjaciele spędzają ze sobą najwięcej czasu ile tylko mogą, trzymają się za ręce, czasami peszą się w swoim towarzystwie i rumienią co kilka słów, to tak, Roxy i Syriusz to przyjaciele.



~Lexie~

wtorek, 8 stycznia 2013

12) Po świętach


Był drugi Stycznia. Wszyscy wracali już do szkoły po feriach świątecznych, ponieważ za dwa dni zaczynały się lekcje. W przedziale panowała niezręczna cisza. Lily oglądała szybko przemijające krajobrazy za oknem, a na przeciwko niej Peter robił to samo, Oboje zastanawiali się co można by jeszcze powiedzieć. Jeszcze nigdy nie byli razem w jednym pomieszczeniu sam na sam (w drodze do Londynu siedzieli z jakimiś Krukonami), i nie wiedzieli o czym rozmawiać. Ta cisza została w końcu przerwana przez Panią z wózkiem.

-Coś z wózka kochaneczki? - zapytała miło. Gryffoni popatrzyli po sobie i zgodnie odpowiedzieli

-Nie dziękuję. - Reakcja Petera wzbudziła zdziwienie na twarzy dziewczyny, ale zaraz się wszystko wytłumaczyło. Wyciągnął z kieszeni paczkę Fasolek wszystkich smaków i uśmiechnął się do Lily.

-Chcesz jedną? - zapytał a Lily wyciągnęła z paczki brązową fasolkę. Gdy chciała włożyć ją do buzi chłopak powiedział - Nie chcesz zjeść tej! - Evans tylko się na nią popatrzyła i odrzuciła w róg siedzenia. - Smocze łajno... - dodał po chwili.

-Aha, dzięki! - rzekła jedząc jakąś normalną. - A jak ci minęły święta? - zapytała z uśmiechem.

-Ee tam, szkoda gadać... - powiedział spuszczając głowę.

-Nudy?

-Można tak powiedzieć... - chłopak się lekko zarumienił i zrobił smutną minę. Lily jak to zobaczyła schyliła się do niego, a uśmiech jej zszedł z twarzy.

-Stało się coś? - Peter podniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Biło z nich takie ciepło, że Pettigrew poczuł iż może się jej zwierzyć.

-Bo wiesz... Mój ojciec jest mugolem i jak się dowiedział że mama jest czarownicą, to trochę mu odbiło. Chyba się przestraszył... Zaczął bardzo dużo pić i jak wracam na święta lub na wakacje to... No, odreagowuje na mnie. Ale muszę wracać bo przynajmniej mama może trochę odpocząć. Jakby mnie nie było, pewnie by ją zabił. - Przez całą historię Lily nie odezwała się słowem, a pod koniec usiadła obok niego i go przytuliła. Gdy się od niego odsunęła, on spojrzał na nią z wdzięcznością i powiedział cicho - Dziękuję.

-Nie ma za co. - powiedziała - A ja myślałam że to ja mam problemy w rodzinie - dodała, a gdy zobaczyła pytający wzrok Petera, westchnęła mówiąc - Moja starsza siostra mnie nienawidzi bo jestem czarownicą. - oboje się lekko uśmiechnęli.

-W ogóle, jak wam idzie animagia? - zapytała Evans

-Bez zmian... Chociaż ostatnio James porósł brązową sierścią, a mi wąsy urosły. - na te słowa Lily się zaczęła śmiać, a jak chłopak zdał sobie sprawę co właśnie powiedział spłoną rumieńcem i zaczął tłumaczyć, jąkając się, że chodziło mu o dwa długie wąsy, jak u gryzoni.

-Dobra, dobra rozumiem - zaśmiała się. - Ja bym chyba nigdy nie umiała zmienić się w zwierze. To jest ponoć bardzo trudne, trzeba być znakomitym czarodziejem żeby opanować animagię. - na te słowa policzki Petera przybrały różową barwę. - Wiesz, robicie bardzo dobrą i honorową rzecz dla Remusa. To pokazuje jakimi świetnymi przyjaciółmi jesteście. - powiedziała z poważną miną.

-Dzięki. - wybąkał zmieszany.

-To na pewno jeszcze długo potrwa zanim będziecie umieli w pełni się przemienić, a i tak jestem pod wielkim wrażeniem.

-Już dwa lata ćwiczymy. - stwierdził Peter.

-Wow! W drugiej klasie zaczęliście? Ja wtedy nawet nie wiedziałam co to animagia.

-Ja i Syriusz też. To był Jamesa pomysł. Jego ojciec też jest animagiem.

-James na to wpadł? - zapytała z niedowierzaniem. "Że niby ten przygłup wpadł na taki dobry pomysł?" przeszło jej przez myśl.

- No tak, i mapa Huncwotó......... - urwał i zatkał sobie usta.

-Jaka mapa? - zapytała szybko ruda.

-Żadna! - pisnął, a jego twarz, po same cebulki, przybrała szkarłatny odcień.

-PETTIGREW! - krzyknęła głosem McGonagall, a chłopak skulił się w kącie.

-To tylko taka mała mapka... Eeee... Tego noo... - zaczął się jąkać

-Czego? - zapytała, nie zmieniając tonu.

-Noooo wiesz! Tego, no w tym! - powiedział, teraz już pewniej. Lily w końcu zrezygnowała i tak nic by się nie dowiedziała.

Reszta podróży minęła dość przyjemnie. Na szczęście wrócili późno, więc jak weszli do Pokoju Wspólnego, nikogo już tam nie było. Lily pożegnała się z Peterem i podążyła do swojego dormitorium.

Leżała w łóżku i wpatrując się w kotary próbowała, bez skutku, zasnąć. "Boże jutro czeka mnie długi dzień" myślała. "Potter będzie chciał ze mną za wszelką cenę porozmawiać. Co ja sobie myślałam, pisząc mu ten list? Teraz pewnie myśli że się go boję. Że jestem głupią, żałosną nastolatką która boi się pogadać z chłopakiem. Ehh... O kurczę! Jestem nastolatką która boi się pogadać z chłopakiem! A jedyny powód dlaczego nastolatka bałaby się pogadać z chłopakiem, to to, że ten chłopak się jej podoba! Kurczę! On pewnie teraz myśli że się w nim zakochałam i pewnie wyobraża sobie nie wiadomo co. Brawo Lily! Mądra jesteś nie ma co!" Przekręciła się na bok i przytuliła do poduszki. "Boże ja to chyba potrzebuję pomocy psychiatry. Nie dość że mówię do siebie w drugiej osobie, to jeszcze mam jakieś zaburzenia hormonalno-emocjonalne. Muszę wziąć się w garść. Jutro po prostu z nim pogadam, to nie może być takie trudne. Przecież już nie raz na niego wrzeszczałam, rozmowa na pewno jest łatwiejsza. Dobra Lily idź spać bo jutro nie przytomna będziesz! Ughhh, znowu to zrobiłam. To wszystko przez Pottera! Cały czas siedzi mi w głowie, nie można normalnie funkcjonować! Za dużo o nim myślę! Dobra, koniec z tym. Myśl o śnie Lily, myśl o śnie." Zamknęła oczy. "Sen, sen, sen, sen, sen, sen, sen, sen... Nie no takie myślenie o śnie jest strasznie nudne." Otworzyła je znowu szeroko i popatrzyła na łóżka swoich przyjaciółek, które już dawno spały. "One to mają fajnie, żaden kretyn ich nie nęka po nocach. O czym innym można myśleć? Co mnie usypia? Hmm... Wiem! Lekcja Historii Magii! Więc tak, Historia Magii jest strasznie nudna i zawsze na niej śpię, coś tam profesor Binns, jakieś wojny Goblinów... Nie, to też nie pomaga. Ciekawe czy Potter już śpi. Boże ja znowu o nim! Ale najprawdopodobniej śpi. A jak nie to się ze mnie nabija w myślach, że jestem głupim tchórzem. W każdym razie, jutro mnie czeka długi dzień, więc długi sen mi dobrze zrobi. I w ogóle to co to za Mapa Huncwotów?" Znowu się przekręciła. "I czemu Peter nie chciał mi nic o niej powiedzieć? Jeśli się okaże że to jakiś głupi żart to na prawdę coś im zrobię... Nie wiem co, ale coś na pewno. Dobra idę spać bo zaczynam majaczyć." Na chwilę wyciszyła umysł, starając się zasnąć, ale znowu zaczęły nachodzić ją myśli o Jamesie Potterze. "A może jak będę myśleć o jego wadach to mi się lepiej zrobi. Okej! Więc tak. Potter to głupi, napuszony rozpieszczony bachor, cały czas zachowuje się jak dziecko. Jest kretynem. I bez przerwy mierzwi sobie te włosy, żeby wyglądał jakby tyle co zszedł z tej swojej durnej miotły. Popisuje się przed wszystkimi, poniża innych i znęca się nad słabszymi. Coś jeszcze? Ach tak, i te jego głupie, nienormalne kawały! Tylko skończony debil mógłby je wymyślać. I cały czas mnie zaprasza na randkę, jakby nie rozumiał słowa 'nie'... No ale w końcu jest rozpieszczonym bachorem, więc czego się spodziewać. On nigdy nie odpuści, musi udowodnić że może mieć wszystko czego zapragnie... No to ja ci coś powiem, Potter! Niedoczekanie twoje! W życiu bym się tobą nie umówiła!" Uśmiechnęła się wyzywająco i zamknęła znowu oczy. "Ciekawe czy też by tak za mną latał jakbym była w Slytherinie? Nie, nie, nie... W Slytherinie bym nigdy nie była, mam nie czystej krwi. Ale jakbym była czystej krwi i bym była w Slytherinie, to czy też by się mną tak interesował? On przecież nienawidzi Ślizgonów... Charakter i wygląd bym miała taki sam, więc jedyną różnicą byłby dom. Hmm"

"-Hej Lily! - zawołał Severus uśmiechając się do mnie.

-Jak się masz kochanie? - zapytałam i wpakowałam mu się na kolana. Siedzieliśmy na fotelu w pokoju wspólnym Ślizgonów.

-Ehh, ta głupia szlama z Gryffindoru mnie strasznie wkurzyła. - powiedział chłopak a na jego twarz wstąpił grymas obrzydzenia.

-Co ona znowu zrobiła? - zapytałam z krzywą miną.

-To nic takiego, nie martw się - powiedział Snape, po czym mnie mocno pocałował w usta, a ja zatopiłam rękę w jego czarnych włosach"

Lily wzdrygnęła się i z trudem powstrzymała ochotę pójścia do łazienki, po to żeby zwymiotować. "Zanotować - nigdy więcej nie wyobrażać sobie, jakby to były gdybym była Ślizgonką. Już o wiele bardziej wole Jam... Pottera od Snape'a." Wzdrygnęła się jeszcze raz, potrząsnęła głową próbując wyrzucić z umysłu wizję siebie, obściskującej Snape'a i w końcu zasnęła.

* * *

James Potter leżał w swoim łóżku i w ciemności utkwił wzrok w oknie. Nie mógł zasnąć, rozmyślając nad jutrzejszą rozmową, którą musi przeprowadzić z Lily. Po chwili usłyszał głośny łomot przy drzwiach. Odgłos ciała uderzającego o podłogę, ciche przekleństwo i kroki prowadzące do łóżka w kącie oznaczały jedno. "Peter wrócił!" pomyślał James z uśmiechem. Już chwilę po tym było słychać głośne chrapanie chłopaka. "Jeżeli Peter już jest, to Lily na pewno też już wróciła. Tęskniłem za nią. Musze jutro z rana zejść na dół i poczekać na nią, bo jeszcze będzie się bała ze mną porozmawiać. Biedna... Nie wiedziałem że jestem taki onieśmielający." Zaśmiał się cicho. "Ciekawe czemu bała się ze mną pogadać i musiała wysłać list? Przecież tyle razy na mnie wrzeszczała, a rozmowa jest łatwiejsza. A może ona się boi bo coś do mnie wreszcie poczuła?" Jego twarz rozjaśnił wielki uśmiech. "Może zauważyła że mnie kocha i boi się przyznać? Ale nawet jeśli tak jest, nie będę nic mówił, bo się bidulka znowu przestraszy. Kurczę, za długo czasu spędzam z Hagridem, zaczynam mówić jak on... Wracając do tematu: może się znowu obrazić a tego bym na pewno nie chciał. Ale szczerze, ta kłótnia dobrze nam zrobiła. Liluś zauważyła że za mną tęskni i teraz sama chce się pogodzić. Szkoda że nie obraziłem się tak wcześniej, nie byłoby wtedy tyle upokorzeń. Dobra, trzeba iść spać, jutro muszę wstać przed Lily. Swoją drogą, ciekawe czy ona już śpi? Głupi, pewnie że śpi, ma za sobą długą podróż, na pewno była zmęczona. Ale i tak, chciałbym wiedzieć o czym myśli zanim zaśnie." Uśmiechnął się sam do siebie, ale zaraz ten uśmiech zszedł mu z twarzy. "Na pewno nie o mnie. Jakby wiedziała że mam za sobą setki nieprzespanych przez nią nocy, na sto procent by zmiękła! A może nie śpi, bo też zadręcza się jutrzejszą rozmową?" Podniósł głowę i wyciągną z pod poduszki zdjęcie rudowłosej dziewczyny. Popatrzył chwilę na nie i powiedział w bezgłośnie "Dobranoc Evans", po czym schował je z powrotem pod poduszką. "Ehh, Potter, żałosny jesteś! Kto to widział, żeby trzymać pod poduszką zdjęcie dziewczyny? To tak jakbym, w moim wieku, spał z misiem... Chociaż, jakbym miał misia który by wyglądał jak Lily, to bym z nim na pewno spał... Dobra, bo jeszcze ktoś kto zna oklumencję, pomyśli sobie że jestem jakimś nienormalnym psychopatą z zaburzeniami emocjonalnymi. Boże skąd ja znam takie mądre słowa? To pewnie przez Remusa... Na sto procent, to jego wina! Dobra koniec tego myślenia, co za dużo to nie zdrowo! Idę spać!" Zamknął oczy, i nawet nie zauważył kiedy wpadł w objęcia morfeusza.

* * *

Lily obudziła się bardzo wcześnie: dopiero zaczęło się rozjaśniać. Postanowiła wziąć długi prysznic, żeby się rozbudzić, ponieważ w nocy prawie wcale oka nie zmrużyła. Gdy wyszła z łazienki, Julie starała się dobudzić swoją siostrę, która zawinęła kołdrę wokół siebie i wyglądała jak kokon, a Roxy grzebała w swoim kufrze, szukając jakichś ubrań.

-Cześć dziewczyny! - zawołała Ruda. Wszystkie, oprócz Jess, która nadal spała, odwróciły głowę w jej stronę. Momentalnie wyszczerzyły zęby i rzuciły się na nią.

-Lily! Jak ja się stęskniłam! - krzyknęła Roxy.

-Jak ja cię dawno nie widziałam! - krzyknęła Julie

-Ciszej tam, ludzie chcą się wyspać w ostatni dzień ferii! - krzyknęła Jessie.

-Dwa tygodnie mnie nie było - powiedziała ruda z politowaniem, ale także wyściskała swoje przyjaciółki.

Jak już trzy czwarte dziewczyn było gotowe, ta pozostała wreszcie wstawała. Zabarkowała się w łazience a reszta usiadła na swoich łóżkach i zaczęły plotkować.

-Jak ci minęły święta Lily? - zapytała Julie.

-Tak samo jak poprzednie - odpowiedziała ponuro.

-Petunia nie dawała ci spokoju?

-Yhym... - westchnęła, ale po chwili buzia się jej rozjaśniła. - A jak tam pierwsze święta w Hogwarcie?

-Świetnie!

-Wyśmienicie!

-Wspaniale!

-Super!

-Niesamowicie!

-Cudownie!

-Fenomenalnie!

-Znakomicie!

-Genia... - Lily im przerwała tą, jakże interesującą, wymianę przymiotników, głośnym:

-Cicho!!! - urwały.

-Przecież chciałaś wiedzieć jak było! - oburzyła się Roxy.

-My ci tylko mówimy! - zawtórowała jej Julie.

-Już zrozumiałam że było fajnie... - powiedziała Lily ale widząc ich miny poprawiła się - Wspaniale, świetnie i w ogóle... Zresztą skąd wy znacie tyle synonimów słowa dobrze? - zapytała a dziewczyny się zaśmiały.

-A teraz opowiecie mi jak było?

-Och było naprawdę doskonale! - zaczęła Roxy.

-A jedzenie było wyśmienite! - dodała Julie.

-A ta świąteczna atmosfera! Wszędzie dało się odczuwać święta.

-Duchy i zbroje śpiewały kolędy!

-Nawet McGonagall zachowywała się jak nie ona!

-Żałuj że tego nie widziałaś!

-Wszyscy siedzieliśmy przy jednym wielkim stole w Wielkiej Sali.

-I nikt się nie kłócił.

-I było tak strasznie miło.

-A na Sylwestra, w Wielkiej Sali była impreza!

-Z KARAOKE!

-Wiesz jaki James ma ładny głos? - przez cała historię Lily siedziała w słuchała swoich przyjaciółek w przejęciu, ale na to zdanie, wypowiedziane przez Julie, wybuchła śmiechem.

-Naprawdę! - zgodziła się Roxy. Lily zaczęła się jeszcze bardziej śmiać.

-Nie to co Syriusz... - Obie się wzdrygnęły.

-Na serio aż tak źle? - zapytała Lily z uśmiechem.

-Gorzej! - rzekła Roxy, a Julie energicznie pokiwała głową. Evans znowu zaczęła się śmiać -Brzmiało jak obrywane ze skóry koty... - Teraz Evans złapała się za brzuch i zaczęła tarzać się po swoim łóżku. - Aż uszy krwawiły!

-P- przess-s-taań!!- wydusiła.

-Na prawdę przestań bo się jeszcze dziewczyna udusi! - Roxy tylko zachichotała, ale zamilkła. Kiedy Lily się tak zanosiła śmiechem, z łazienki wyszła Jess. Popatrzyła na nią i zapytała:

-A ona coś brała? - to tylko jeszcze bardziej ją rozjuszyło.

-Lily za chwilę zaczniesz brzmieć gorzej niż śpiewający Syriusz Black! - zawołała Roxy. Lily spadła z łóżka i teraz tarzała się po podłodze, zawinięta w kołdrę.

-Roxy! - krzyknęła Julie z oburzeniem i trzepnęła ją w głowę, a ona znowu zachichotała.

Lily była tak zajęta śmiechem, że kompletnie zapomniała o wstaniu rano żeby uniknąć Pottera. Na jego nieszczęście, on nie zapomniał. Wstał jeszcze przed szóstą i po trzydziestu minutach był gotowy do siedzenia w Pokoju Wspólnym i czekaniu na Lily. Najdziwniejsze było to, że chociaż był taki zmęczony, nie zasnął. Czekał wytrwale, ale jego uwaga była trochę zachwiana gdy jego kumple wyszli ze swojego dormitorium.

-James! Co ty tu tak wcześnie robisz? - zapytał Remus jak tylko go zobaczył.

-Jak wcześnie? Jest już… - urwał, spojrzał na zegar wiszący nad kominkiem i powiedział zdziwiony – dziesiąta.

-Tak, ale nie ma cię w dormitorium od ósmej – wytłumaczył mu Black.

-Od szóstej – poprawił krótko James, a chłopaki wytrzeszczyli na niego oczy.

-James, czy ty się dobrze czujesz? – zapytał Peter. Jego to zdziwiło najbardziej, bo to on najbardziej lubił spać; nie mógł sobie wyobrazić jak można wstawać tak wcześnie. Dla niego katorgą było budzenie się na lekcje o ósmej, a co dopiero o szóstej.

-Po kiego grzyba tak wcześnie wstałeś? – spytał Syriusz, który w tym momencie, tak samo jak Peter, patrzył na niego jak na wariata.

-Miałem coś do załatwienia – odpowiedział wymijająco.

-Załatwiłeś?

- Nie.

- Od czterech godzin nic nie robiłeś, tylko siedziałeś na tym fotelu? – bardziej stwierdził niż zapytał Remus.

- Czekałem, na sposobność załatwienia!

- Cztery godziny…

- Tak.

- Oj, James, ja cię czasem nie pojmuję – pokręcił Remus głową i usiadł na kanapie, naprzeciwko niego, a reszta podążyła za nim.

- Idźcie sobie, przeszkadzacie. – Powiedział, a jego przyjaciele znowu wytrzeszczyła oczy z niedowierzania. Prychnęli pod nosem, burknęli „Spoko”, jak na komendę, podnieśli dumnie głowy i wyszli, nie zaszczycając go spojrzeniem, a on tylko patrzył na to z rozbawieniem. Wiedział że tylko żartowali, nie obrazili by się o taką głupotę, zresztą na pewno byli głodni i szukali wymówki żeby się wyrwać na śniadanie.Gdy tylko o tym pomyślał, zaburczało mu w brzuchu. Siedział tam już ponad cztery godziny bez śniadania, żołądek dawał się we znaki. Miał wielką ochotę zejść do Wielkiej Sali, ale wiedział że jeśli teraz nie porozmawia z Evans, to ona będzie go unikać przez cały dzień. Siedział więc wytrwale, i bez przerwy zerkał, to na zegar, to na schody do sypialni dziewcząt. Dziwiło go że jeszcze nie zeszły, a przynajmniej że Lily nie zeszła, ponieważ zawsze była rannym ptaszkiem. „Pewnie ją dziewczyny zatrzymały” pomyślał i rozsiadł się wygodniej w fotelu. W tej chwili usłyszał kroki na schodach. Odwrócił mimochodem głowę w tamtą stronę, ale zamiast czterech dziewczyn z czwartego roku, wyszły trzy z piątego. Opadł z powrotem na fotel i zrezygnowany zaczął wpatrywać się w zegar.



* * *



Dziewczyny siedziały na swoich łóżkach i słuchały jak Lily opowiada o, nijakiej, Mapie Huncwotów. Jak zwykle Evans wyolbrzymiała, a jej przyjaciółki próbowały jej wytłumaczyć, że pewnie nie ma powodu do zmartwień, ale ona wiedziała swoje. Jakby to nie było nic wielkiego, Peter by się tak nie wystraszył i na pewno by powiedział.

-Lily, uspokój się, zawsze widzisz jakiś spisek, jak to ma coś wspólnego z Huncwotami – powiedziała stanowczo Julie, a pozostałe dwie energicznie pokiwały głową.

-Bo to Huncwoci! Z nimi nigdy nic nie wiadomo! – krzyknęła Evans, oburzona faktem, że przyjaciółki nie podzielają jej obaw.

-To na pewno, po prostu jakaś głupia mapa Hogwartu, albo lasu, albo bóg wie czego! Tylko mapa! Kawałek papieru! Nic więcej! – Roxy, trochę wkurzona, wstała i podeszła do drzwi – Idę na śniadanie, głodna jestem. – Powiedziała już spokojniejsza.

-Czekaj, idziemy z tobą! – zawołała za nią Jess, i wszystkie cztery wyszły z dormitorium, Lily nieco naburmuszona. W momencie gdy zobaczyły Pokój Wspólny, usłyszały donośny głos:

-Eva… Lily! – dziewczyna od razu poznała tan głos. Głos który bała się usłyszeć przez całe święta. Głos który właśnie zawołał jej imię. Nie widziała autora, ale wiedziała że w Pokoju Wspólnym siedzi James Potter. Miała wielką ochotę zawrócić i zabarkować się w swoim dormitorium i nigdy więcej z niego nie wychodzić. Niestety dziewczyny ją zatrzymały i pociągnęły za rękę po schodach, na dół.

-Cześć Lily! – powtórzył z ogromnym uśmiechem. Roxy, Jessie i Julie rzuciły szybko „To my już pójdziemy” i wyszły z pomieszczenia.

-Eee, no cześć – powiedziała cicho.

-Chciałaś pogadać – powiedział, a jego ręka odruchowo powędrowała do włosów.

-Wiem – usiadła na kanapie naprzeciwko niego.

- No więc jestem.

-Nie zaczyna się zdania od „no więc” – to zdanie kompletnie zbiło go z tropu.

-Przyszłaś tu dawać mi lekcję gramatyki? – zapytał i uniósł brwi, a ona spuściła głowę – Co jest?

-Po co my się kłócimy? – zapytała po krótkiej przerwie, podnosząc głowę.

-Technicznie rzecz biorąc, to my się nie kłócimy – zaśmiał się.

-Wiesz o co mi chodzi! – warknęła.

-Dobra, dobra przepraszam, już nie będę.

-Wiesz, chyba już rozumiem, czemu tak często się kłócimy… - powiedziała ironicznie.

-Oj, no Liluś, przecież wiesz że żartowałem.

-Mówiłam ci już coś na temat nazywania mnie Liluś. – Rzekła i ścisnęła usta w wąską linię.

-Przepraszam – powiedział szybko i posłał jej skruszone spojrzenie.

-Jak już mówiłam, ta cała szopka jest bez sensu. Nie odzywając się do siebie zachowujemy się jak dzieci…

-Ty zaczęłaś – przerwał jej.

-Potter, daj mi skończyć! – krzyknęła – Więc…

-Nie zaczyna się zdania od „więc” – powiedział z wielkim uśmiechem, za co oberwał poduszką z sofy.

-Po co ja się w ogóle męczę? – zapytała sama siebie.

-Bo za mną tęsknisz.

-…

-No dobra mów już nie będę przerywał.

-…

-I nie będę wkurzał?

-…

- Przed chwilą sama powiedziałaś, że nie odzywanie się do siebie jest dziecinne.

-Ugh, jak to możliwe, że kilka minut rozmowy z Tobą, aż tak może mnie wyprowadzić z równowagi? – zapytała, zawieszając ręce.

-Bo cię onieśmielam.

-Miałeś nie przerywać!

-Ale zadałaś pytanie, więc ci odpowiadam!

-Retoryczne!!

-Aha, to przepraszam, mów.

-No tak, czyli chciałam cię przeprosić… – jego oczy zrobiły się wielkości spodków pod filiżanki, a Evans na chwilę urwała i popatrzyła na niego karcąco, ale kontynuowała – chciałam przeprosić za to, że Cię ignorowałam i w ogóle za wszystko, co powiedziałam, co mogło by Cię urazić – Potter cicho prychnął, ale nic nie powiedział – Tak? Chciałbyś coś dodać?

-Nie, nie, no co ty!

- No, mam nadzieję – Lily zmrużyła oczy i przez krótką chwilę nic nie mówiła – Coś jeszcze? Ach tak! To całe ignorowanie siebie nawzajem jest już męczące, moglibyśmy przestać. – Zakończyła. Po chwili James podniósł rękę, jakby zgłaszał się do odpowiedzi w klasie.

-Mogę coś powiedzieć? – zapytał niewinnie, a Lily przewróciła oczami.

-Tak…

-Czyli chcesz, żebyśmy się przestali ignorować? – zapytał a ona pokiwała powoli głową – I to znaczy że ty też będziesz ze mną rozmawiać? – znowu pokiwała głową, jeszcze wolniej niż przedtem – Ja będę rozmawiać z tobą a ty ze mną – jeszcze rak kiwnęła – Czyli będziemy ze sobą rozmawiać.

-TAK! – Aż się jej cisnęło na usta „Brawo Sherlock”

-Czyli będziemy… Przyjaciółmi? – zapytał a ona ponownie chciała kiwnąć głową potakująco, ale się powstrzymała.

-Eee… No… Chyba tak.

-A jako przyjaciele, jesteśmy zobowiązani spędzać ze sobą przynajmniej trochę czasu.

-Mhmm.

-I nie możesz do mnie mówić Potter.

-A jak mam niby mówić? – zapytała zdziwiona.

-Po imieniu może?

-Czemu?

-A czy do swoich przyjaciół mówisz po nazwisku?

-Ale w takim razie ty masz się nie zwracać do mnie per „Liluś”!

-Dobrze – ruda uśmiechnęła się zwycięsko i chciała już wstać i pójść na śniadanie ale James ją zatrzymał – A i jeszcze jedno, też cię przepraszam. Za to co zrobiłem. I za to że cały czas cię denerwuję, ale widzisz, ja tego nie robię specjalnie. Mam chyba wrodzony talent do wkurzania ciebie – Powiedział a Lily się zaśmiała.

-Wybaczam ci. – Rzekła i wstała, ale przypomniała sobie o czymś i usiadła z powrotem – Po… James? – uśmiechnął się jak powiedziała jego imię.

-Tak Lily?

-Co to jest Mapa Huncwotów? – Jak tylko to usłyszał, wytrzeszczył oczy i się lekko zaczerwienił.

-Po pierwsze, ciszej! A po drugie, skąd wiesz o mapie? – zapytał szeptem.

-Erm, w pociągu Peter coś o niej wspomniał.

-Zabije go! Zabije!

-Ale tylko mu się wypsnęło, nic nie chciał powiedzieć! – krzyknęła szybko.

-Mam nadzieję!

-A co to jest?

-Tajemnica Huncwota! – powiedział i uśmiechnął się tajemniczo i iście Huncwocko.

-Ej, jesteśmy przyjaciółmi! Przyjaciele nie mają tajemnic!

-No tak, ale tego nie mogę powiedzieć.

-Jeśli to jest coś sprzeczne z zasadami, to wsadź sobie ta przyjaźń gdzieś – powiedziała ostro.

-Nie, nie, nie!!! No dobra, powiem. To tylko taka mapa Hogwartu, którą narysowaliśmy w pierwszej klasie, żeby się nie gubić. – „To może mieć jakiś, sens… W pierwszej klasie przez kilka tygodni cały czas się na lekcje spóźniali, bo się gubili” pomyślała i pokiwała głową.

-To niby czemu to taka wielka tajemnica?

-Bo ona ma wszystkie tajne przejścia, i wszystko inne…

-Ahaaa. A skąd wy znacie te wszystkie przejścia, jeżeli one są tajne?

-A myślisz że co robimy w nocy?

-Nie wiem, śpicie? – zapytała sarkastycznie, przyglądając mu się z uwagą.

-Huncwot nigdy nie śpi! – zaśmiał się.

-Dobra ja już nie mam na ciebie siły, idę do Wielkiej Sali – powiedziała i wstała.

-Hej, Evans! – zawołał za nią jak była przy obrazie Grubej Damy – Umówisz się ze mną? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem.

-Odwal się, Potter! – krzyknęła rozbawiona i wyszła. Za pierwszym zakrętem chłopak ją dogonił.

-Zapomniałem, że też jestem głodny – wyjaśnił a ona zaczęła się śmiać. Poszli razem, kierując swoje kroki, do Wielkiej Sali. Było już bardzo późno i prawie każdy tam siedział, więc wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę, jak pchnęli skrzypiące drzwi i wkroczyli tam razem.